Niebezpieczne podniesienie się poziomu pyłów zawieszonych obserwowane jest dzięki znajdującym się w centrach tych miast czujnikom polskiej sieci Airly.
Najgorszą sytuację w nocy czujniki odnotowały w Wadowicach na ulicy Gimnazjalnej i w Kalwarii Zebrzydowskiej na ulicy Krakowskiej. Stężenie pyłu PM 10 czterokrotnie przekraczało dopuszczalną przez WHO normę, a stężenia pyłu PM 2,5 szczególnie groźnego dla płuc i rakotwórczego, aż jedenastokrotnie przekraczały normy światowej organizacji zdrowia WHO.
Powietrze poważnie zagraża Twojemu życiu i zdrowiu! Schroń się w domu - głosi w godzinach wieczornych komunikat z odczytów na Gimnazjalnej w Wadowicach.
W centrum Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej pojawiły się też wysokie wskazania pyłu PM 1, najbardziej trującego ze wszystkich pyłów zawieszonych. Jego obecność jest tak szkodliwa dla zdrowia człowieka, że WHO nie zaleca dla niego nawet normy, ponieważ nawet ekspozycja i oddychanie takich powietrzem może doprowadzić do trwałych zmian w organizmie.
Na złą jakość powietrza na pewno ma wpływ nie tylko duża emisja związana z sezonem grzewczym, ale także utrzymująca się od kilku dni wieczorami i nad ranem mgła.
Wadowickie i kalwaryjskie wskazania zanieczyszczeń stanowią połowę poziomu alarmowego. Stąd też władze państwowe i samorządy nie informują mieszkańców o zanieczyszczeniach.
Polska rządzi się jednak najbardziej liberalnym podejściem do progów informowania obywateli o smogu spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. W Paryżu alert smogowy ogłaszany jest zaraz po tym, jak zanieczyszczenie powietrza pyłem PM10 przekroczy dobowy poziom 80 μg/m3.
W Polsce alert podnoszony jest przy niemal czterokrotnie wyższej normie, a dokładniej przy poziomie 300 μg/m3.
Gdyby w Polsce przyjęto zachodnie normy, w większości miast, w tym w Wadowicach i Kalwarii Zebrzydowskiej, trzeba by było bić na alarm przez kilkanaście dni w roku, a w skrajnych przypadkach nawet dwa miesiące.
Aby uniknąć chaosu i „zbędnych" wydatków, próg alarmowy jest więc podnoszony. Jeszcze w 2012 roku wynosił 200 μg/m3, po czym jedno rozporządzenie podwyższyło ów poziom o 50%. Polskie prawo konsekwentnie bagatelizuje wpływ smogu na nasze zdrowie i życie. Absurdalnie wysokie kryteria podawania stanu zanieczyszczenia do wiadomości publicznej powodują, że Polacy pozostają niedoinformowani i nieochronieni przed zagrożeniem. Brak odpowiednich ostrzeżeń prowadzi do kuriozalnych sytuacji – np. wyprowadzania wycieczek przedszkolaków na zewnątrz, żeby się „przewietrzyć", kiedy faktyczne stężenie pyłów jest bardzo wysokie.
Dyskusja: