W ciągu 5 lat, kasa gminy Stryszów uszczupliła się o około 100 tys. zł za sprawą działań ludzi bez wyobraźni, którzy do odpływów kanalizacyjnych wrzucali co popadnie. Można pomyśleć - no tak przecież skrawki jedzenia nie mogą przecież zatkać tak sporej rury?! Ale nie o takie resztki tutaj chodzi. Wójt Jan Wacławski ujawnia co firma, której zlecał oczyszczanie ścieków, znajdowała.
Do muszli klozetowej wrzucane są artykuły higieniczne, nakrętki z butelek, resztki żywności, tekstylia, pampersy, gazety. Co znajdowano w studzienkach i przepompowniach? Były tam już dresy, koronkowe koszule nocne, zdechłe kury, worki zgniłych jabłek, główki kapusty, kamienie, gruz budowlany, drewno - wylicza wójt.
Swoją drogą to trudno sobie wyobrazić jak do toalety zmieścić worek jabłek czy zdechłą kurę?! Zgodnie z funkcją kanalizacji na oczyszczalnię powinny trafiać nieczystości sanitarne i papier toaletowy.
Przy niewielkich zatorach gmina radzi sobie sama, do większego problemu musi wynajmować specjalistów i jak twierdzi wójt, na ten cel gmina wydała w ciągu ostatnich pięciu lat 34 tys. zł. Dodatkowo, w wyniku wrzucania do studzienek i rur różnych rzeczy doszło w tym okresie do licznych uszkodzeń pomp na przepompowniach, co kosztowało Stryszowskie Przedsiębiorstwo Wodociągowo-Kanalizacyjne ponad 73 tysiące zł.
Za środki, które wydatkowane są niepotrzebnie, można byłoby zrealizować wiele zadań zaspakajających zbiorowe potrzeby mieszkańców. Pomyśl – zastanów się – jeżeli masz coś do wyrzucenia. Rura kanalizacyjna to nie jest kosmiczna „czarna dziura", w której wszystko znika. Każda czyjaś lekkomyślność kosztuje nas wszystkich - apeluje do swoich mieszkańców wójt Stryszowa.
Możemy się założyć, że taki apel przydałby się w każdej polskiej gminie, ale czy będzie skuteczny?
Dyskusja: