Pani Bronisława Salepa przyszła na świat 23 października 1918 roku, jako córka Ignacego i Franciszki Kwarciak.
W domu było nas siedmioro. Mieszkaliśmy przy gościńcu w takim ładnym miejscu. Nas nazywali Marynioki, nie Kwarcioki. Tu było dużo Kwarciaków i mieli przezwiska. Kwarciok Furcyk był, Kwarciok od krzyża, Kwarciok Dunin - opowiadała jubilatka autorkom książki pt. "Parafia Witanowice z sercem i duszą".
Sto lat później obchodziła swoje urodziny, a uroczysta datę upamiętnili przedstawiciele gminy Tomice, którzy doręczyli pani Bronisławie list od premiera kraju.
Z okazji wyjątkowego jubileuszu – Pani 100 Urodzin – proszę przyjąć moje pozdrowienia oraz wyrazy głębokiego szacunku. Oby kolejne lata były szczęśliwe i radosne. Należy Pani do pokolenia głęboko doświadczonego w dziejach Polski, które stawało przed różnymi wyzwaniami. Była Pani świadkiem wielu trudnych, ale i doniosłych wydarzeń, które kształtowały kolejne pokolenia Polaków, ich patriotyzm i miłość Ojczyzny - pisał premier Mateusz Morawiecki do 100-latki.
Pani Bronisława nie miała łatwego życia. Ciężko pracowała na roli, a jak wybuchła wojna to płakała z obawy przed utratą męża.
Strasznie płakałam jak wojna wybuchła, że mi męża zabiorą i nie wróci. Na Spisakowej stodole było napisane „pobór do wojska". Jakbym mogła to bym tą kartkę stargała. Ślub mieliśmy tydzień przed wybuchem wojny - mówiła w spisanych wspomnieniach pani Bronisława.
Jubilatce gratulujemy zacnego wieku i życzymy dużo zdrowia.
}} Poniżej prezentujemy bardzo ciekawe zwierzenia pani Bronisławy oraz fotografię ze zbiorów osobistych ( "Parafia Witanowice z sercem i duszą" autorstwa Edyty Bliźnik i Renaty Skorczyńskiej-Szostak)
W domu było nas siedmioro. Mieszkaliśmy przy gościńcu w takim ładnym miejscu. Nas nazywali Marynioki, nie Kwarcioki. Tu było dużo Kwarciaków i mieli przezwiska. Kwarciok Furcyk był, Kwarciok od krzyża, Kwarciok Dunin.
Najbardziej lubiłam jak nam mam robiła placki ziemniaczane na blasze. Dawniej na tłuszczu się nie robiło. Zupę najczęściej gotowała grochową.
W Wigilę przychodziła sąsiadka z opłatkiem. Takie to czułe było. Jedliśmy rybę, żandarm Papuga miał to nam zawsze troszkę udzielił. W domu obok mieszkali, ale jego dzieci to stale u nas były. Tak się lubieli my.
W domu świeciliśmy lampami na naftę. Wlewało do pojemnika i kładło na oknie stajni, tak żeby się świeciło po obydwu stronach, bo oszczędzać trzeba było.
Pierwsza szkoła była na plebanii. Miałam koleżankę Hanię Galas, to my się ogromnie lubiły. Bawili my się w ciuciubabkę. Zabawek nie było żadnych.
Ile ja się we dworze Lewingera narobiłam. Korpalina tak nie mogła sobie poradzić w tej robocie. W grządkach, bo my obrabiali buroki. Godom jej „Maryśka, ja cię już nie uciągnę przecież. Pomogom ci i pomogom". A tam któryś ze dworu woła „ Niech idzie do domu, bo z niej i tak nie ma nic". Ona chora chyba wtedy była.
Wypłatę mieliśmy dobrą. W każdą sobotę. Jak nabrałam trawy to musiałam odrabiać. Krów mieliśmy dużo, a trawy mało. To mi tak żal było, dziołchy pieniądze dostawały, a ja musiałam odrabiać.
Męża poznałam jak do brata chodził. I tak my się pokochali. U księdza Barańczyka mieliśmy zapowiedzi i nauki. I on mówi „Pamiętam ja cię religii uczyłem to umiałeś wszystko, a jak ona czegoś nie wie to ją naucz".
Strasznie płakałam jak wojna wybuchła, że mi męża zabiorą i nie wróci. Na Spisakowej stodole było napisane „pobór do wojska". Jakbym mogła to bym tą kartkę stargała. Ślub mieliśmy tydzień przed wybuchem wojny.
Z mlekiem i serem to do Kalwarii chodziliśmy, bo Wadowice były za granicą i tam nie wolno było chodzić. Chwycili Kwarciockę naszą z Radwanów to pół roku siedziała we więzieniu. Ja jej gadam „Aleś się wysiedziała", a ona „Myślisz, że mi dali siedzieć? Kazali mi pierze skubać".
Pamiętam stary kościół. Jak były oktawy to się obrazy nosiło. Ja nosiłam Matkę Bożą Nieustającej Pomocy. Nosiłam ją z Michaśką z Pagora. Miałyśmy białe bluzki i czarne spódnice. I z gołymi głowami. Pomiędzy obrazami to chłopy chorągwie nieśli.
W kościele miałam swoją ławkę. We trzy my się składały. Kwarciocka Frankowa, Mercelka i ja. A robił nam Franuś Galas i gadał tak" Baby ja wom to za darmo zrobię, a wy za mnie mówcie pacierz".
Do kościoła to się szło koło remizy, na dół po Szczerbikowym, pod Krowiorza i pod Organistówkę. Wszyscy buty myli, szmat na krzokach tyle wisiało, nogi wytrzyć, czy buty umyć. Bo jak było błoto buty się w ręce niosło.
Jak prąd przyszedł pierwsze mąż żarówek nakupił. A Kłaputka z Radwanów mówiła „Nie kupujcie pralki, ino kupcie dobre gumioki to lepsze,a do wanienki dać jak cało pralka".
Dzieci to się w domu rodziło. Porody Marysia Korpalina odbierała.
Dyskusja: