W centrum Choczni znajduje się szkoła podstawowa. Codziennie kilkaset dzieci uczęszcza tutaj na zajęcia. Rodzice podwożą maluchy do szkoły. Mało kto jest świadomy, że na budynku placówki zainstalowany jest czujnik SMOG-u polskiej firmy Airly.
Wskazania czujnika mówiły w poniedziałek jasno: "ekstremalne zanieczyszczenie powietrza". To urządzenie pokazywało w poniedziałkowe przedpołudnie pięciokrotne przekroczenie norm WHO pyłu zawieszonego PM 10 i dwunastokrotne przekroczenie pyłu zawieszonego PM 2,5.
Gdyby to się działo we Francji, we wsi ogłoszono by alarm, a dzieci miałyby zakaz przebywania w trującym środowisku i nie zostałyby wpuszczone do szkoły. W Polsce przepisy pozwalają na jednoczesną edukację i podtruwanie dzieci.
W Kalwarii Zebrzydowskiej stan powietrza monitoruje dziewięć czujników Airly. W poniedziałek przed południem, wszystkie wskazywały "ekstremalnie duże zanieczyszczenie". Normy WHO dla pyłu zawieszonego PM10 przekroczone były tutaj 13- krotnie, a dla pyłu PM 2,5 przekroczenia były aż 25-krotne.
Taki stan zanieczyszczenia to bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia człowieka nawet przy krótkotrwałej ekspozycji. Zdaniem naukowców nawet kilkugodzinna ekspozycja organizmu w tak ekstremalnym środowisku może doprowadzić do szybkiego pogorszenia się zdrowia.
Usuwanie toksyn z organizmów ludzi, którzy w poniedziałek oddychali w Choczni i w Kalwarii Zebrzydowskiej ekstremalnie dużymi zanieczyszczeniami, potrwa latami. Według statystyk zgonów w Kalwarii Zebrzydowskiej z lat 2010-2020 cztery na pięć osób umiera tutaj albo z powodu chorób nowotworowych, albo z powodu chorób układu krwionośnego. Nikt nie łączy tego oczywiście ze SMOG-iem.
W poniedziałek Kalwaria Zebrzydowska miała najbardziej zanieczyszczone powietrze w Polsce. Dlaczego w ogóle tym nikt się nie przejmuje?
Ludzie często nawet nie wiedzą, jak złym powietrzem oddychają. Polityka informowania o zanieczyszczeniu powietrza w Polsce jest najbardziej liberalna w Europie.
W Paryżu alert smogowy ogłaszany jest zaraz po tym, jak zanieczyszczenie powietrza pyłem PM10 przekroczy dobowy poziom 80 μg/m3. W Kalwarii Zebrzydowskiej w poniedziałek odnotowano 588 μg/m3.
W Polsce alert podnoszony jest przy niemal czterokrotnie wyższej normie, a dokładniej przy poziomie 300 μg/m3. Gdyby w Polsce przyjęto zachodnie normy, w większości miast, w tym w Wadowicach i Kalwarii Zebrzydowskiej, trzeba by było bić na alarm przez kilkadziesiąt dni w roku, a w skrajnych przypadkach nawet dwa miesiące.
Aby uniknąć chaosu i „zbędnych" wydatków, próg alarmowy jest więc podnoszony.
Jeszcze w 2012 roku wynosił 200 μg/m3, po czym jedno rozporządzenie podwyższyło ów poziom o 50%.
Polskie prawo konsekwentnie bagatelizuje wpływ smogu na zdrowie i życie człowieka. Absurdalnie wysokie kryteria podawania stanu zanieczyszczenia do wiadomości publicznej powodują, że Polacy pozostają niedoinformowani i nieochronieni przed zagrożeniem.
Brak odpowiednich ostrzeżeń prowadzi do kuriozalnych sytuacji – np. wyprowadzania wycieczek przedszkolaków na zewnątrz, żeby się „przewietrzyć", kiedy faktyczne stężenie pyłów jest bardzo wysokie.
W Choczni w poniedziałek w szkole normalnie przeprowadzano lekcje, choć w każdej minucie drobinki pyłu zawieszonego przenikały do płuc i układu krwionośnego osób znajdujących się na obszarze placówki. W najbliższych dniach u uczniów, nauczycieli, a także rodziców, którzy odwiedzili szkołę, może pojawić się meczący katar i problemy z układem oddechowym.
Dyskusja: