W mediach społecznościowych nagłośniono wydarzenie, do którego miało dojść podczas niedzielnej rekolekcji w parafii Stanisława Męczennika w Stanisławiu Dolnym k. Kalwarii Zebrzydowskiej. Administratorzy strony na Facebooku Pod Klasztorem i Zamkiem - Strona Mieszkańca Gminy Kalwaria i Lanckorona tak opisali to zdarzenie:
Rekolekcje w Kościele Katolickim to kilkudniowy okres poświęcony odnowie duchowej poprzez modlitwę, konferencje oraz spowiedź. W parafii Stanisława Męczennika w Stanisławiu Dolnym wierni podczas niedzielnej mszy wychodzili z kościoła. Co poszło nie tak? Rekolekcjonista ksiądz Jacek z Tyńca w swoim kazaniu odniósł się do wszystkich sfer życia codziennego, od polityki, po małżeństwo. Jego śmiałe i kontrowersyjne tezy spowodowały grymas niezadowolenia na twarzach wiernych - relacjonuje autor postu.
Na podstawie relacji osób, które były świadkami zdarzenia, prowadzący stronę na Facebooku (TUTAJ) sporządził skrót tego, co głosił kaznodzieja:
Wojnę na Ukrainie wywołali Amerykanie, a teraz chcą zwalić na Rosjan. Polskie kobiety powinny uważać na Ukrainki, które przyjechały do Polski, bo te zaraz zaczną uwodzić i odbijać im mężów. Rodzice, którzy oddają dzieci do żłobka, nie powinni dziwić się, kiedy zostaną przez nich oddani do domu starców. Dopóki babcia daje wnuczkowi pieniądze, to jest kochana. Jak pieniążki się skończą, babcia trafi do suteryny. Pan Jezus kocha tylko ludzi głęboko wierzących, innych wypluwa. Już w trakcie kazania część wiernych opuściła świątynie. W trakcie Komunii do rekolekcjonisty podeszli tylko nieliczni, aby z jego rąk przyjąć Komunię - pisze autor.
Historia opisana na facebooku zaczęła się rozchodzić. Pod postem pojawiło się dziesiątki komentarzy. Większość osób była zbulwersowana zachowaniem zakonnika.
Zwłaszcza, że na mszy były Ukrainki z dziećmi , które znalazły schronienie się w naszej miejscowości. Ten ksiądz chyba był na przepustce z zakładu bez klamek i okien - napisła Tomasz.
W sobotę (2.04) sprawę kontrowersyjnych rekolekcji Gazeta Krakowska. Zdaniem gazety wierni obecni na rekolekcjach potwierdzili słowa zakonnika.
To jednak nie był koniec afery w Stanisławiu Dolnym. Już dzień później, w poniedziałek, 28 marca, ten sam zakonnik, miał "niegrzecznie i wulgarnie" odzywać się do dzieci z miejscowej podstawówki, które wraz z opiekunami ze szkoły uczestniczyły w rekolekcjach, prowadzonych przez kontrowersyjnego duchownego - pisze w sobotę Gazeta Krakowska.
Zachowanie zakonnika zostało zgłoszone jego przełożonym w zgromadzeniu ojców benedyktynów w Tyńcu. Zakon szybko zareagował, a rzecznik opactwa w Tyńcu przesłał już oświadczenie do mediów potępiające wypowiedzi i zachowanie księdza Jacka.
Dziękujemy wiernym, którzy zdecydowali się zwrócić uwagę na wspomniane nadużycia i zapewniamy, że sprawę traktujemy poważnie. Sytuacja wymaga głębszego namysłu, dziś więc możemy poinformować, że o ile relacje wiernych się potwierdzą, zakonnik zostanie upomniany, zaś opactwo rozważy zastosowanie innych środków dyscyplinarnych, włącznie z zawieszeniem działalności kaznodziejskiej mnicha - czytamy w oświadczeniu ojca Grzegorza Hawryłeczko, rzecznik prasowy Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. - W głoszeniu chrześcijańskiego orędzia nie ma nigdy miejsca na tworzenie podziałów, utrwalanie uprzedzeń czy głoszenie teorii spiskowych. Od początku wojny za wschodnią granicą opactwo wspiera tych, którzy cierpią z powodu niczym niesprowokowanego ataku Rosji na Ukrainę: schronienie oraz pomoc materialną w naszym klasztorze znalazły dziesiątki uchodźców z Ukrainy. Ubolewamy nad tym, że fałszywe teorie na temat wojny, wskutek której cierpią też benedyktyni i benedyktynki we Lwowie i Żytomierzu, mógłby rozgłaszać nasz współbrat. Tak w tej kwestii, jak i w odniesieniu do spraw obyczajowych poruszonych przez o. Jacka, dołożymy starań, by do takich sytuacji już nigdy nie dochodziło. Przepraszamy za to, że w trakcie parafialnych rekolekcji padły słowa, które nigdy paść nie powinny.
Dyskusja: