Do wiosny jeszcze daleko, łąki leżą odłogiem, ale kilkanaście godzin ciepłej pogody zmotywowało "pseudo rolnika" do użyźniania ziemi.
Ktoś we wtorek (22.02) podpalił łąkę w Zebrzydowicach. Pożar rozprzestrzenił się na terenie około 30 arów. Strażacy nie dopuścili do większych strat. Oczywiście sprawcy nie złapano.
Oczywiście wypalanie traw nie ma nic wspólnego z rolnictwem, ani nawet odpowiednią pielęgnacją pól. Mimo to, każdego roku strażacy notują przypadki nieuzasadnionego wypalania traw. Co gorsza, zdarzają się przypadki, że ta starodawna rutyna zagrażała ludziom, nie mówiąc o zwierzynie leśnej.
Mimo wielu apeli i kampanii społecznych, liczba podobnych incydentów nie maleje, zwłaszcza wiosną. Najgorzej w naszym regionie jest w Łączanach, Spytkowicach i w Lanckoronie.
Strażacy mówią, że wypalanie trwa to zła tradycja, z którą od lat muszą się zmagać. Sucha, ubiegłoroczna roślinność zapala się błyskawicznie, a ogień szybko obejmuje coraz większą powierzchnię gleby, dociera do płotów i zabudowań, zapala podkłady kolejowe, wdziera się w głąb lasu, zadymia ruchliwe szlaki drogowe. W palących się od wypalanych traw zabudowaniach coraz częściej giną też ludzie.
Dla świata przyrody wypalanie traw to autentyczna katastrofa ekologiczna. W pożarach giną chronione, cenne gatunki roślin. Już przy 500 C następuje śmierć tkanek roślinnych, a temperatura na powierzchni gleby osiąga 700 C. Następuje selekcja negatywna, giną najcenniejsze trawy i gatunki ziół, pozostają rośliny głęboko korzeniące się, w tym większość chwastów. Zniszczona zostaje flora bakteryjna przyśpieszająca rozkład resztek roślinnych i asymilację azotu atmosferycznego.
Fot. OSP Kalwaria Zebrzydowska
Dyskusja: