Napisała do nas pani Paulina, wnuczka 87-letniego mężczyzny, który będąc obłożnie chory cztery tygodnie czekał na wizytę domową lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Przychodnia obsługuje pacjentów w jednej z miejscowości pod Wadowicami. Medyk nie przyjechał, a pogarszający się stan swojego pacjenta leczył na telefon.
Sprawa bezpośrednio dotyczy zdarzeń, które miały miejsce między 24.12.2021 a 19.01.2022. Pacjent od wielu lat leczony był w ośrodku zdrowia w pobliskiej miejscowości. Pacjent w wieku 87 lat, z licznymi chorobami przewlekłymi, dusznościami występującymi od dłuższego czasu, korzystający na stałe z koncentratora tlenu i nie poruszający się od kilku już lat (tylko leży, siedzi). Nie jest w stanie samodzielnie się podnieść, przekręcić, usiąść. Wymaga opieki 24h/dobę - pisze w liście do redakcji pani Paulina.
W grudniu 87-latek zachorował. Pojawiły się objawy zakażenia górnych dróg oddechowych. Pomimo kilku zgłoszeń do swojego rodzinnego lekarza o dusznościach, lekarz nie pojawił się u pacjenta. Za każdym razem odmawiając wizyty domowej, przepisując jedynie lekarstwa telefonicznie.
W nocy 24/25.12.2021 kontaktujemy się z opieką całodobową ZOZ Wadowice z powodu objawów, jakich pacjent dostał: zaostrzenie duszności, katar, kaszel z flegmą i ogólnego złego samopoczucia. Medycy karetki pogotowia pojawiają się na miejscu, w pierwszej kolejności pobierają wymaz w kierunku zarażenia COVID i informują o konieczności oczekiwania na wyniki. Aż do poniedziałku 27.12 nikt nie informuje nas o wynikach, nie otrzymaliśmy żadnej informacji, jak pomóc pacjentowi. Po dwóch dniach świąt w poniedziałek 27.12 kontaktujemy się ponownie: wynik testu negatywny - pisze w swoim liście do redakcji wnuczka.
Mimo prośby rodziny, żaden lekarz nie pojawił się, aby zbadać pacjenta. Podczas teleporady został przepisany pacjentowi lek: Flegamina.
Ponieważ był to już poniedziałek, dzień roboczy kiedy korzystamy z usług przychodni rodzinnej POZ, zwróciliśmy się o pomoc do lekarza rodzinnego. Lekarz, który prowadzi pacjenta, odmówił wizyty domowej, ponieważ jak stwierdził: „Nie będę się narażać". Lekarz ten odmawiał zresztą pacjentowi wizyty domowej już od początku pandemii, a znając historię leczenia pacjenta z pewnością miał świadomość, że każde pogorszenie stanu zdrowia z dusznościami wymagało natychmiastowej reakcji. Lekarz podczas teleporady przepisał pacjentowi lek przeciwwirusowy. Po kilku dniach stosowania tabletek przeciwwirusowych (nie był to antybiotyk) i kolejnych prośbach o wizytę domową tego lub innego lekarza z przychodni, doktor wciąż odmawia wizyty domowej i przysyła pielęgniarkę do pobrania krwi z palca na badanie CRP, którego wynik otrzymuje od razu - czytamy w dalszej części tej opowieści.
Co dalej? Lekarz na teleporadzie przepisuje pacjentowi antybiotyk Sumamed w tabletkach na 6 dni, który ma działać następnie po skończeniu przyjmowania leku jeszcze przez 7 dni. Jest to już około tydzień po zgłoszeniu przez pacjenta pierwszych objawów choroby, co oznacza rozpoczęcie rzeczywistego leczenia po około tygodniu. Pacjent w tym czasie czuje się coraz gorzej.
Prosimy lekarza o skierowanie na podstawowe badania krwi, kreatyninę, CRP. Lekarz wystawia skierowanie, pielęgniarka środowiskowa przyjeżdża pobrać krew do badań. Lekarz jednak po otrzymaniu wyników i ponownej teleporadzie utrzymuje, że wyniki badań są dobre, jednak ze względu na podwyższone nadal CRP przepisuje kolejny antybiotyk. Pacjent prosi o leki wspomagające sen, z powodu duszności nie może spać w nocy, w dzień również. Lekarz przepisuje pacjentowi preparat... - czytamy w liście.
Jak dodaje wnuczka, pacjent do tego czasu czuje się na tyle źle, że praktycznie przestaje przyjmować pokarmy, jak również napoje.
Informujemy o tym doktora, prosząc o podanie kroplówek wzmacniających organizm, oraz antybiotyku w formie zastrzyków, ponieważ u pacjenta pojawiają się problemy z przełykaniem nawet małych ilości pokarmu lub napoi. Lekarz odmawia przepisania kroplówek i antybiotyku w formie zastrzyku, bo jak twierdzi: ma w ośrodku tylko 2 pielęgniarki i nie może sobie pozwolić aby jedna z nich spędzała codziennie pół dnia przy pacjencie z podpiętą kroplówką. Proponuje możliwość opłacenia prywatnej pielęgniarki. Odsyła również do możliwości leczenia w szpitalu. Pacjent ze względu na panujące obostrzenia, czyli brak możliwości odwiedzin lub obecności innej osoby i swój stan, który wymaga ciągłej opieki, odmawia, decyduje się na dalsze leczenie w domu do czego wydaje się mieć również takie samo prawo - opowiada wnuczka.
Podczas kolejnej teleporady lekarz rodzinny przepisuje pacjentowi leki przeciwbólowe, preparat Megace dla wzmocnienia organizmu zamiast kroplówek.
Jest to już 13 stycznia, czyli niemal trzy tygodnie od pierwszych objawów choroby, a pacjent nadal nie został zbadany przez lekarza.
Staje się w tym czasie coraz słabszy, nie jest w stanie samodzielnie nawet siedzieć, cały czas przyjmuje pozycję leżącą. W ciągu kolejnych dwóch dni pacjent przestaje całkowicie przyjmować: antybiotyk w płynnej formie, Nutridrink, Megace, ponieważ nie jest w stanie nic przełknąć.
Wzywamy ponownie pomoc na opiece całodobowej w ZOZ Wadowice - tym razem przyjeżdża Pani Doktor, bez pobierania wymazu na COVID. Po przeanalizowaniu wyników badań krwi stawia jasną diagnozę: zapalenie płuc. Osłuchuje również pacjenta i potwierdza postawioną diagnozę. Proponuje skierowanie do szpitala, pacjent jednak ponownie odmawia i decyduje się na leczenie w domu. Pani Doktor przepisuje antybiotyk w zastrzykach na 5 dni oraz kroplówki na kolejny dzień (niedziela), po czym poleca kontaktować się ze swoim lekarzem rodzinnym, aby obejrzał pacjenta i decydował o dalszym leczeniu, w tym w opinii Pani Doktor przepisanie dalszych kroplówek - czytamy w liście wnuczki.
W poniedziałek, 17 stycznia, rodzina kontaktuje się ponownie z lekarzem rodzinnym w swojej miejscowości.
Lekarz po namowach zgadza się na wizytę domową po przyjęciu wszystkich pacjentów, jednak telefonicznie odgraża się, aby „zapomnieć o jakichkolwiek kroplówkach", wyraża również swoje niezadowolenie ze zmiany antybiotyku na inny, w formie zastrzyków. Po kilku kolejnych telefonach do ośrodka zdrowia z pytaniem, kiedy lekarz się pojawi, zostajemy odesłani z kwitkiem. Słyszymy że lekarz „jeszcze nie wie kiedy pojedzie do pacjenta". Według informacji podanych na stronie ośrodka zdrowia lekarz wykonuje wizyty domowe w poniedziałki w godzinach 13-16. Lekarz jednak nie pojawia się. Po godzinie 16 bez wizyty u pacjenta wystawia ereceptę na 3 kroplówki - pisze wnuczka.
Kilka dni później 87-letni pacjent umiera.
Doktor miał niemal 4 tygodnie na pojawienie się u pacjenta i zbadanie. Podjęcie szybkich działań w przypadku osoby w podeszłym wieku wydaje się być kluczowe w zwalczeniu choroby, a na pewno w zahamowaniu jej tak szybkiego rozwoju. Pacjent zbadany tuż po zgłoszeniu pierwszych objawów mógł mieć postawioną od początku trafną diagnozę i wdrożone odpowiednie leczenie, które być może nie doprowadziłoby do tak szybkiego zaostrzenia choroby i w konsekwencji zgonu - uważa wnuczka 87-latka.
Rodzina zgłosiła sprawę lekarza jednej z przychodni pod Wadowicami do NFZ. Czekają na reakcję.
Takie zachowanie lekarza jest całkowicie nieakceptowalne. Dodatkowo narastają we mnie wątpliwości co do słuszności wydawanych środków publicznych w ramach umowy NFZ z Ośrodkiem Zdrowia – czy przychodnia aby nie otrzymuje środków finansowych, pochodzących z płaconych przez nas składek zdrowotnych, na podstawową opiekę zdrowotną, w tym wizyty domowe lekarza u pacjentów, które w tym ośrodku nie są WCALE realizowane w czasach pandemii? - zaznacza pani Paulina.
Dyskusja: