Tak było i tym razem. Duża wieś w Polsce, w której mieszka ponad pięć tysięcy mieszkańców, ma sieć kanalizacyjną na poziomie "Psiej Wólki". W najbliższych latach niewiele się w tej sprawie zmieni.
Wieloletnie zaniedbania, ale i też upór mieszkańców, którzy nie chcą podłączyć się do sieci kanalizacyjnej, mszczą się latem, kiedy podczas upałów ścieki wylewane do rowów melioracyjnych dają znać o sobie ze zdwojoną siłą.
Tak było i tym razem. Kilka dni temu straż pożarna i pracownicy ochrony środowiska wadowickiego ratusza interweniowali w sprawie zanieczyszczenia Choczenki.
W rzece znaleziono śnięte ryby, a woda w zagłębieniach miała kolor brunatny. Stwierdzono wyciek do rzeki gnojowicy. Strażacy podjęli interwencję i w odległości stu metrów od rzeki znaleźli wyciek gnojowicy z rowu melioracyjnego. Ślad wskazywał na wyciek z konkretnego gospodarstwa, gdzie strażacy udali się wraz pracownikami ochrony środowiska. Gospodarz stwierdził jednak, że on żadnej gnojowicy do rzeki nie wylewał. Sprawą będzie się zajmował wydział kryzysowy - przekazał nam Krzysztof Cieciak, rzecznik prasowy Komendy powiatowej Państwowej Straży Pożarnej.
W Choczni regularnie zanieczyszczane gnojowicą są dwie rzeki Choczenka i Konówka. Przy braku miejskiej kanalizacji właściciele domów zmuszeni są do odprowadzają ścieków, czy to do własnych oczyszczalni lub zamkniętych szamb.
Te ostatnie zbiorniki są jednak problemem, bo tak naprawdę nikt ich nie kontroluje. Nie jest zaś tajemnicą, że niektórzy chcąc zaoszczędzić na wywozie szamba z posesji wykonują w nich odpływy do rowów melioracyjnych.
Dyskusja: