Całkiem niedawno na numery alarmowe Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zadzwoniła mieszkanka Krakowa, wyraźnie poruszona widokiem za swoim oknem. Sprawa trafiła do inspektora Adama, który opisał całe zajście.
Przyjedźcie i go zabierzcie! – w głosie dzwoniącej kobiety brzmi desperacja. - Ale kogo, proszę pani? – pytam. - Tego stwora!!! Od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie! - opisuje rozmowę inspektor.
Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że to może być "lagun", czyli, jak wywnioskował ratownik Legwan.
Skąd by się wziął legwan na krakowskim osiedlu? W dzień – jednak – dość chłodny mimo kalendarzowej wiosny? Lata pracy inspektorskiej nauczyły mnie jednak, że są ludzie skłonni w dowolny sposób pozbyć się każdego zwierzęcia, które sprawia jakiś kłopot. Albo się zwyczajnie znudzi. Mieliśmy wrzuconego na podwórko wieczorem starego jorka, ciężko chorego kota zostawionego w zamkniętym transporterze w wiacie śmietnikowej zimą, szczurki i chomiki z klateczką wyrzucone do śmieci, nawet rybki w ulicznym kuble.... Może ktoś wyrzucił legwana, ciekawe tylko jak ten stwór się czuje po dwóch nocach w minusowej temperaturze? Może siedzi na tym drzewie i się nie rusza, bo po prostu umarł? - zastanawiał się inspektor KTOZ.
Ratownicy od zwierząt dojechali na miejsce i... okazało się, że "lagun" nie ma ani głowy ani kończyn.
Jego brązowa skóra pobłyskuje w słońcu, choć gdzieniegdzie widać jakieś zmatowienia. Przyglądamy się dokładniej – biedak nie ma nóg ani głowy. Już wiemy, że stworowi, legwanowi, a raczej jednak – lagunowi pomóc nie jesteśmy w stanie. Trudno bowiem pomóc czemuś, co zostało wcześniej upieczone, bynajmniej nie w promieniach słonecznych. Trudno bowiem pomóc czemuś na widok czego prawie zwala nas z nóg... atak śmiechu - opisuje sytuację pan Adam.
Lagunem, legwanem okazał się rogalik croissant. Ktoś najwyraźniej wyrzucił go z okna "dla ptaszków".
Zaznaczamy jednak, że zawsze warto zgłaszać, jeśli coś Państwa zaniepokoi. Lepiej sprawdzić i się mile rozczarować, czasem (niestety bardzo rzadko) się pośmiać, niż nie zareagować, co nieraz może doprowadzić do tragedii - zaznaczają inspektorzy z krakowskiego KTOZ.
Dyskusja: