Średniowieczna tradycja "użyźniania" łąk nie zaginęła tak jak śmigus dyngus. Ciągle znajdują się osoby, które postanawiają "ulepszyć" ziemię w swojej okolicy zabijając wszystko, co żyje w trawie, a jednocześnie wyjaławiając teren.
W niedzielę w Kossowej w okolicach torów doszło do pożaru nieużytków. Na miejscu działały jednostki OSP Łączany oraz OSP Chrząstowice i JRG Wadowice. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Ze strażackich statystyk wynika, że najbardziej przywiązani do zacofanego zwyczaju wypalania traw są w gminie Brzeźnicy i Spytkowice. To tam od lat strażacy mają najwięcej interwencji. W miniony weekend strażacy gasili pożary w dziewięciu miejscach m.in. w Brzezince, Kossowej, półwsi i Łączanach.
Tymczasem już dawno udowodniono, że wypalanie traw nie przyczynia się w żaden sposób do polepszenia jakości gruntu.
Konsekwencje w postaci grzywny to najłagodniejsza kara, jaka może spotkać osoby wypalające trawy. Zgodnie z ustawą o ochronie przyrody zabrania się wypalania łąk, pastwisk, nieużytków, rowów, pasów przydrożnych, szlaków kolejowych oraz trzcinowisk i szuwarów. Kto jednak się na to zdecyduje, podlega karze aresztu albo grzywny w wysokości do 5 tys. zł., natomiast za spowodowanie pożaru, który zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od 1 do 10 lat. Dodatkowe sankcje zagrażają osobom, które doprowadziły do czyjejś śmierci – kara nawet do 12 lat więzienia.
Dyskusja: