Po wypadku pod Pańską Górą w Andrychowie, gdzie ojciec i syn jeździli na motorach i doszło do kłótni z 39-letnim mężczyzną, wciąż wyjaśniane są okoliczności tego zdarzenia.
Wiadomo, że w wyniku tego incydentu ucierpiał 21-letni chłopak, który miał zostać pocięty nożem przez 39-letniego mężczyznę. Nie do końca jednak wiadomo, co było przyczyną tej kłótni. 39-latek nadal przebywa w areszcie. Czynności śledcze prowadzi z nim prokuratura. 21-latek trafił do szpitala i pomyślnie przeszedł zabieg opatrzenia ran.
Jak potwierdziło nam Nadleśnictwo Andrychów, w ostatnią niedzielę, chwilę przed tym zdarzeniem dwóch motocyklistów próbował zatrzymać pracownik nadleśnictwa. Jest podejrzenie, że byli to właśnie ojciec i syn, którzy potem uczestniczyli w bójce z 39-latkiem.
Wiemy, że nasz pracownik spacerował w tamtym terenie. Nie był w pracy, był tam prywatnie, ale zauważył, że ktoś jeździ tam na motorach. Próbował interweniować. Okolice Pańskiej Góry nie są rewirem Lasów Państwowych, to teren gminy. Jazda motorami po lesie to jednak wykroczenie i w takich sytuacjach leśniczy interweniują - przekazał nam Jerzy Potocki, nadleśniczy Lasów Państwowych w Andrychowie.
Jedno z przypuszczeń dotyczących tego zdarzenia wskazuje, że być może 39-latek próbował zatrzymać "leśnych piratów na motorach" i wtedy doszło do sprzeczki z użyciem noża.
Faktem jest że fani sportów motocrossowych w naszym regionie to prawdziwa zmora lasów. W przeszłości wielokrotnie były na nich skargi.
Jeżdżą na motorach i quadach. Niestety takich interwencji związanych z ich jazdą jest coraz więcej. Oni de facto nie mają gdzie jeździć, ale nie oznacza to, że mają do tego wykorzystywać leśne ścieżki. To jest nielegalne - dodaje nadleśniczy.
Kara za jazdę po leśnych szlakach to mandat w wysokości 500 złotych.
Jest jednak problem z ich zatrzymaniem. Są dobrze zorganizowani, jeżdżą w grupach. Dysponują lepszym sprzętem niż my. Czasami uda się im zrobić zdjęcie, ale zazwyczaj mają zachlapane rejestracje, kaski na głowach, więc trudno o ich zidentyfikować. My możemy ich tylko zatrzymać, ale wielokrotnie bywało tak, że na wezwanie leśniczego kierowca się nie zatrzymuje i ucieka - opowiada Jerzy Potocki.
Dyskusja: