Sprawą zajmie się teraz prokuratura. Niestety, nie mamy dobrej wiadomości dla tych wszystkich, którzy z różnych pobudek postanowili wesprzeć akcję i dai się wkręcić w zbiórkę publiczną. Jak informuje Wirtualna Polska, pieniądze do dziś nie trafiły do tego, dla którego były zbierane, a sam organizator nie tłumaczy, dlaczego tak się stało.
Jak ustaliła Wirtualna Polska, zebrane pieniądze nigdy nie trafiły ani na lokatę, ani do Sebastiana K. Sam Rafał Biegun z Suchej Beskidzkiej jako organizator zbiórki przelał zebrane pieniądze na prywatne konto bliskiej mu osoby, która miała to na nim wymusić – tak wynika z zawiadomienia, które trafiło do prokuratury. Wirtualna Polska twierdzi, że w piśmie znalazła się informacja, że... część kwoty ze zbiórki przelanej na prywatne konto miał zająć komornik, reszta miała zostać przeznaczona na spłatę czynszu i bieżące wydatki.
Przedmiotowe zawiadomienie wpłynęło do Prokuratury Rejonowej w Krakowie-Podgórzu - potwierdziła Wirtualnej Polsce fakt wpłynięcia pisma Agnieszka Nowak, prokurator rejonowy.
Dziennikarze poprosili o komentarz Rafała Bieguna, ale nie chciał na ten temat rozmawiać. Całość materiału TUTAJ.
Przypomnijmy. Dwa lata temu, po wypadku z udziałem kolumny Beaty Szydło internauci ruszyli na pomoc Sebastianowi K. z Oświęcimia, który uczestniczył w wypadku. Zbiórkę na nowe seicento założył Rafał Biegun z Suchej Beskidzkiej. Celem miało być 5 tys. zł, bo tyle wart był samochód.
Zbiórka okazała się hitem i stało się również okazją do antyrządowej kpiny z wypadku premier Szydło. W kilka dni udało się zebrać 150 tysięcy złotych od blisko 8 tysięcy darczyńców. Rafał Biegun dziś ma 40 lat, czworo dzieci i był bezrobotny. Pochodzi z Suchej Beskidzkiej, wyjechał do Anglii. Wyjechał, bo w Polsce miał długi i nie widział dla siebie perspektywy ratunku. Pracował jako sprzątający w brytyjskim Tesco.
Dwa lata temu był bohaterem mainstreamowych mediów, udzielał wywiadów i był przedstawiany jako bezkompromisowy Polak o wielkim sercu, który wziął w obronę młodego kierowcę prześladowanego przez machinę rządową i organy ścigania.
Z kolei Sebastian K. ma dziś inne zmartwienia niż pieniądze ze zbiórki, stanął przed Sądem Rejonowym w Oświęcimiu. Dwa lata temu w zderzeniu rządowego audi i fiata seicento, kierowanego przez 21-letniego wówczas Sebastiana K., ranni zostali ówczesna premier Beata Szydło oraz dwóch funkcjonariuszy BOR. Zarzut spowodowania wypadku prokuratura postawiła Sebastianowi K., który skręcał w lewo, po przepuszczeniu pierwszego samochodu rządowej kolumny. Młody kierowca nie przyznaje się do winy i odrzucił propozycję prokuratury warunkowego umorzenia postępowania sądowe ze względu na swoją dotychczasową niekaralność.
Dyskusja: