Długo czekali andrychowscy piłkarze na jakąkolwiek zdobycz punktową. Zagrali wiosną kilka meczów, w których można było uszczknąć „oczko", ale nic do konta nie dopisywali. Zdecydowanie częściej stali pod zimnym prysznicem fundowanym przez kolejnych przeciwników.
Aż do środowego popołudnia. Wygrali z Popradem Muszyna w najskromniejszych rozmiarach, robiąc sobie prezent za ogrom wykonanej pracy i wyrzeczeń. Naprędce budowana drużyna nie przejdzie do historii klubu jako ta, która nie potrafiła wygrać choćby jednego meczu.
Po niedzielnym spotkaniu trener Beskidu był pełen obaw. Nie wiedział czy uda mu się zmontować skład.
Akurat kumulacja kontuzji przypadła na moment, kiedy do Andrychowa miała zawitać rzeczywiście słabo grająca wiosną ekipa z Muszyny. Zgromadziła tylko 8 punktów. Na wyjeździe zdobyła 5 goli i wygrała jedno spotkanie. Liczby dużo lepsze od tych Beskidu, ale też wszyscy zdawali sobie sprawę, że teoretycznie w tym meczu może być najłatwiej o punktową zdobycz. Brutalnie rzecz ujmując – może jedyną w tym sezonie.
Sztab szkoleniowy odetchnął z ulgą, bo potłuczona noga Młynarczyka nie uniemożliwiała gry, na dodatek w „jedenastce" mógł zameldować się Tylek. Pierwszy został ustawiony tam, gdzie czuje się najlepiej czyli na „dziewiątce", drugi wzmocnił formację defensywną. Dzięki obecności tych piłkarzy, w odwodzie pozostało kilku rezerwowych.
Co tu dużo kryć, czuliśmy, że to jest ten właśnie mecz. Mecz w którym można zdobyć choćby punkt. Mieliśmy świadomość, że jeśli nie urwiemy punktów Popradowi, to później może już być ciężko – jasno stawia sprawę Edward Wandzel, trener Beskidu.
Beskid rozpoczął spotkanie niemrawo. Przez 20 minut nie mógł odnaleźć właściwego rytmu i w tym czasie lepsze wrażenie sprawiali muszynianie. Po 25 minutach gra miejscowych zaczęła zyskiwać na jakości. W 27 minucie Senderski z dalszej odległości kropnął z wolnego obok słupka. Dwie minuty później strzał będącego w polu karnym Gali obronił bramkarz. W 31 minucie w „szesnastce" wywracany był Tylek. Rywal rozerwał mu koszulkę, ale sędzia nie uznał za stosowne reagować w tej sytuacji.
Mecz nie był pięknym widowiskiem, ale zdecydowanie jego najgorszym uczestnikiem był sędzia. Mylił się w obie strony – stwierdza trener Beskidu.
Ostatni kwadrans pierwszej odsłony również należał do miejscowych i z mocnym postanowienie kontynuowania dobrej gry wyszli na drugą połowę. W 55 minucie dopięli swego. Młynarczyk dośrodkował, a Senderski głową „przedłużył" lot piłki i ta zaplątała się w siatce. Dziesięć minut później strzelec gola mógł podwoić swój dorobek, ale chybił po kopnięciu z 30 metrów. Od tego momentu zaczął się dla Beskidu niebezpieczny okres. Zdecydował się na pilnowanie wyniku, a ataki rywali przybierały na sile.
Broniliśmy się skutecznie i przy okazji szczęśliwie – komentuje trener Wandzel. – Próbowaliśmy odpowiadać kontrami, ale nic sensownego nie skonstruowaliśmy.
Zwycięstwo Beskidu stało się faktem. Może pierwsza wygrana po 28 seriach gier nie jest powodem do dumy, ale biorąc pod uwagę obecne realia kadrowe i sytuację organizacyjną klubu, wynik cieszy. Na pewno ma smak szczególny.
Chłopcy zeszli do szatni wykończeni, dali z siebie wszystko – mówi Edward Wandzel. – W końcu jednak była radość. Myślę, że to zwycięstwo bardzo nam pomoże dotrwać do końca sezonu. Przełamaliśmy się, na dodatek w bardzo trudnym momencie.
O tym, że mimo porażek ta drużyna jest skonsolidowana świadczy fakt, że kilka godzin przed meczem do trenera Wandzla zadzwonił kontuzjowany Michulec i zadeklarował, że w razie problemów ze składem przyjedzie z Żywca i wspomoże zespół. Takiej konieczności nie było, ale szkoleniowiec Beskidu bardzo docenia ten gest.
Bardzo chcę mu za to podziękować – mówi. – To pokazuje, że nawet w tak beznadziejnej sytuacji są ludzie, którzy poczuwają się do swoich obowiązków i chcą pomóc. Oczywiście słowa podziękowania kieruję również do wszystkich obecnych na meczu piłkarzy. Zapracowali na to zwycięstwo. To oni biegali po boisku, wyszarpali zwycięstwo i w końcu wspólnie możemy się cieszyć.
Beskid Andrychów – Poprad Muszyna 1:0 (0:0)
Bramka: Senderski 55.
Beskid: Widawski – Marczak, Dębski, Tylek, Senderski – Gala (90'Targosz), Sternal, Marczyński, Zaremba (80'Kurleto) – Śliwa (85'Kaczorowski) – Młynarczyk.
(AB), źródło: aksbeskid.pl
Dyskusja: