Po raz pierwszy można otwartym tekstem informować, że biało-czerwoni byli bliscy zwycięstwa, mimo że spotkanie skończyło się tak, jak wszystkie poprzednie. Do tej pory zawodziła gra obronna. Bolączką była też niemożność przebicia się przez zasieki obronne rywali i kreowanie akcji. Kiedy w końcu zaczęły się zazębiać, zabrakło skuteczności i „zimnej krwi".
Beskid dobrze zareagował na próby kombinacyjnej gry gości. Potrafił się przeciwstawić i piłkarsko nie ustępował. W 42 minucie zacentrowana górą piłka wpadła w pole karne miejscowych, z czego skorzystał Sitarz. W ostatniej minucie pierwszej połowy gospodarze mieli obowiązek wyrównać. Poturbowany w polu karnym został Młynarczyk, ale z 11 metrów tylko w słupek trafił Senderski.
Sytuacja nie podłamała graczy Beskidu. Na drugą połowę wyszli zmobilizowani, głodni gry i powinni rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. W 74 minucie piłkę do siatki wpakował Tylek, a w następnych trzech szarżach jego koledzy mogli pokusić się o kolejne gole. Najpierw Poznański mierzył w świetnej sytuacji, ale piłkę z linii bramkowej wybił obrońca. Później Adamus zbiegł z lewej strony, lecz jego uderzenie nogą odbił bramkarz.
Przed bramką znaleźli się też Gala ze Śliwą, jednak zabrakło komunikacji. Była to sytuacja z gatunku „przyłożyć nogę, cieszyć się z gola". Gospodarze zamiast smakować trzy punkty, rozgryzali gorzką pigułkę. Nie potrafili zamknąć strzałem swojego rzutu wolnego, co napędziło skuteczną kontrę Spartakusa (gol Olearczyka, 81 minuta).
Druga połowa na pewno była najlepsza w naszym wykonaniu wiosną – stwierdza trener Beskidu Edward Wandzel. – Dominowaliśmy praktycznie pod każdym względem. W pierwszej też sobie radziliśmy, nie strzeliliśmy karnego, tym bardziej naprawdę boli kolejna porażka. Stworzyliśmy więcej sytuacji niż w kilku poprzednich meczach. Goście mieli trzy okazje, z czego wykorzystali dwie. Muszę pochwalić chłopaków nie tylko za zaangażowanie, ale również za to co pokazali na boisku. Obawialiśmy się Spartakusa. W poprzedniej kolejce bez większych problemów ograł Sołę Oświęcim. Punktowo dzieli nas przepaść, ale można walczyć. Potrafiliśmy pograć w ofensywie. Piłkę umiał przetrzymać tam Młynarczyk, pozwalając pomocnikom włączyć się do akcji. Dobrze zaprezentowali się zmiennicy. Do pełnej satysfakcji potrzeba nam punktów. Po nie wybiega się na boisko.
Beskid Andrychów – Spartakus Daleszyce 1:2 (0:1)
Beskid: Widawski – Marczak (84' Kurleto), Dębski, Tylek, Senderski – Gala (86' Zaremba), Marczyński (70' Wandzel), Poznański, Adamus – Michulec (62' Śliwa) – Młynarczyk.
(AB), źródło: aksbeskid.pl
Dyskusja: