CZWARTEK: NAJPIERW IMPREZKA
Część z nas postanowiła, że wybierze się do Kluszkowców nieco wcześniej. Rzeczywiście, dobry pomysł! Jako, że do tradycjonalistów nie należymy postanowiliśmy zacząć od końca.
Najpierw impreza, głowa przylepiona do poduszki pastą do zębów, a później...
PIĄTEK: PONGO WJECHAŁ MI W...
Kontemplowanie tras szło nam wyjątkowo, z głowami spuszczonymi w dół skrupulatnie liczyliśmy liście i kamienie na dojazdówce. Po dotarciu do pierwszego OS'u mieliśmy dość jazdy i siebie nawzajem.
Klaud rzucił hasło "góra sama się nie zjedzie" , więc wbrew temu co podpowiadał organizm, postanowiliśmy go posłuchać i leniwie zjechaliśmy w dół. Po dotarciu do końca, zabraliśmy się do podejścia na OS2, które to pochłonęło nam lwią część dnia. Liczne postoje, w tym krótkie drzemki, wzbudzały zainteresowanie co chwilę mijających nas kolegów z branży.
"Nie, nic nam nie jest, czujemy się dobrze"
Pchani wizją pysznego pachnącego kotleta w schronisku, zgodnie z wytycznymi na mapie, pognaliśmy na szczyt Lubania, żegnając Klaudka i OS. Na górze zastaliśmy ruiny obiektu sprzed kilkudziesięciu lat, więc pozostało najeść się batonów i upoić pięknym widokiem jeziora Czorsztyńskiego oraz nieco zaśnieżonych jeszcze Tatr.
Dalsza część wyprawy poszła nam zdecydowanie sprawniej, grzbietem i w dół do OS'3.
Tutaj nie zabrakło atrakcji podczas jazdy. Marciniasz najpierw w ferworze walki przytulił świerka, a następnie niemalże udusił się taśmą w połowie odcinka. Pongo wjechał mi w... plecy, a Ela okrasiła całą sytuację taką ilością śmiechu, że oprócz siebie zapowietrzyła też wszystkie amortyzatory.
OS4 udało pokonać się bez komplikacji, a sam odcinek przypadł nam do gustu. . Po objeździe szybki odbiór numerów startowych, kąpiel i do spania. Dzień był tak intensywny, że nawet pojawienie się reszty ekipy, która popełniła wieczorem ten sam błąd co my w czwartek, nie zakłóciło wypoczynku.
SOBOTA: STASZEK ZGUBIŁ OPONĘ
Tym razem to My, ekipa Enduro, obudziliśmy się w pełni sił, gotowi do startu w zawodach. W czasie gdy walczyliśmy o dobre miejsca nasi koledzy z sekcji zjazdowej zawitali, podobnie jak w piątek, na wyciągu by przeprowadzić dokładny rekonesans na trasie DH.
Największą żarliwością wykazał się Ziba, tak bardzo spodobał mu się "bunkier" że nie zraziło go nawet kilkunastokrotne odwiedzanie zarośli poniżej zakrętu, w końcu jednak się udało !
Kruk latał tego dnia wyjątkowo szybko, na jednym z zakrętów nawet za szybko, co skończyło się przearanżowaniem kilku głazów.
Wyszło po inżyniersku! W czasie gdy ostatni zawodnicy zjeżdżali z tras enduro trwały przygotowania do dual slalomu. Postanowiliśmy wykorzystać ten moment i udaliśmy się na górę Wdżar by pstryknąć parę zdjęć. Musieliśmy się spieszyć na występ Staszka!
W drodze powrotnej Marciniasz postanowił zwiedzić ścieżkę przyrodników,
"nima problemu, zdążymy".
Plan mi się spodobał! Cierpienia młodego Vertera musiały zostać ukojone. Pani wskazała drogę, pukając się po czole, a my zaczęliśmy zjeżdżać krętym wąwozem w dół.
Kiedy aparat jeździł z nami po schodach i ścieżkach Staszek robił właśnie pierwszy przejazd w slalomie. Kiedy już wreszcie dotarliśmy na dół, wykorzystaliśmy chwilę na oddech w karczmie przed finałem na torze.
Nerwy wywołane brakiem aparatu udało się opanować przepyszną nalewką, której sobie nie żałowaliśmy. Następnie, wzbijając chmurę kurzu niczym dyliżans na dzikim zachodzie, pognaliśmy oglądać finał DS.
Przebieg najważniejszego przejazdu był dramatyczny, na ostatnim odcinku Staszek zgubił oponę! Mimo to dotarł do końca i uplasował się na świetnym 3 miejscu!
Nastał wieczór. Enduro świętowało! a DH poszło spać. Siedzenie do późnej nocy obfitowało
w podróżnicze opowieści Klaudka . Tuż przed opuszczeniem altany Pongo postanowił zrobić trwałą ondulację i z finezją skoczka narciarskiego zaglądnął do grill'a. Tak zakończył się dzień trzeci.
NIEDZIELA: DOBRY HUMOR TOWARZYSZYŁ NAM CAŁY CZAS
Ekipa DH opuściła pensjonat jako pierwsza i udała się pod wyciąg . Kiedy dotarliśmy do namiotu nasi koledzy byli już po pierwszych treningach. Kilka rowerów wymagało serwisu, w czym chętnie pomogliśmy, w końcu grzebanie w sprzęcie to drugie oblicze enduro.
Rowery zjazdowe i ich dostrojenie to specyficzna sprawa, działanie wyłącznie kilku ostatnich przełożeń na kasecie nikogo nie dziwi, nie wspominając o mocowaniu manetek na zipach i kilku innych autorskich rozwiązaniach.
Tuż po akcji serwisowej ruszyliśmy żółwim tempem do góry, wzdłuż trasy na której miał odbyć się finał DH. Najbardziej spodobał nam się "bunkier" i to tam postanowiliśmy pozostać. To była dobra decyzja loty z pokaźnej Hopy, które przyszło nam obejrzeć zapierały dech.
Nie obyło się bez gleby, choć takie atrakcje nie należą do tych najprzyjemniejszych. Nasi klubowi koledzy radzili sobie świetnie, a my zdzieraliśmy gardła przy każdym ich przejeździe. Kończąc jeden po drugim dołączali do nas i wspólnie schodziliśmy w dół gdzie już niebawem miała odbyć się dekoracja zwycięzców.
Born2bike odwiedzało tego dnia pudło aż trzykrotnie, a dwukrotnie się o nie otarło, z czego bardzo się cieszyliśmy. Czy wyjazd się udał? Zdecydowanie! Był triumf i chwile zwątpienia, zaciśnięte zęby w walce i modlitwy, by wreszcie ujrzeć koniec odcinka.
Najważniejsze jednak, że była świetna zabawa. Dobry humor towarzyszył nam cały czas. W tym sezonie czeka nas jeszcze nie jedna wyprawa, jesteśmy żądni wrażeń!
I miejmy nadzieje, że Kluszkowce okażą się nie jedynym szczęśliwym dla Born2Bike miejscem tegorocznych zawodów. Jednym słowem – oby tak dalej!
}} Zobacz również: Krew, złamane kości i... golas na zawodach kolarskich na Górze Żar
}} Wyniki ekipy Born2bike na JoyRide Bike Fest w Kluszkowcach:
- Ela Figura (kategoria Kobiety) - 1 miejsce w Enduro, 3 miejsce w Downhill (DH)
- Staszek Kruk (kategoria Masters I) - 3 miejsce w Dual Slalom, 4 miejsce w Downhill
- Paweł Woźnica (kategoria Hobby full) - 5 miejsce w Downhill
- Paweł Brożek (kategoria Elita) - 13 miejsce w Enduro
W Downhill reprezentowali nas jeszcze Andrzej Zabagło, Mateusz Sych i Dorian Łopata w kategorii Hobby Full oraz Sławek Kosek w kategorii Masters I.
W Enduro w kategorii Elita: Marcin Smaza (31 miejsce), Paweł Kaczmara (34), Klaudiusz Duda (43) oraz Rafał Studnicki (60).
PAWEŁ BROŻEK
}} Galeria z JoyRide Bike Fest w Kluszkowcach (fot. Jacek Słonik Photography):
https://www.wadowice24.pl/nowe/sport/2028-po-imprezie-gora-sama-sie-nie-zjedzie-czyli-cztery-dni-z-zycia-kalwaryjskich-kolarzy.html#sigProGalleria6d52a02fd7
Dyskusja: