W Sejmie uczczono minutą ciszy pamięć Piotra S. - mężczyzny, który zmarł po podpaleniu się przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. Piotr S. oblał się łatwopalną substancją i podpalił. Mężczyzna zmarł po 10 dniach pobytu w szpitalu.
Na prośbę Marka Sowy z Nowoczesnej jego pamięć uczczono dziś w Sejmie minutą ciszy.
Zdaję sobie sprawę, że możemy się różnić w ocenie tego zdarzenia, ale mam głębokie przekonanie, że ten wyjątkowy akt desperacji człowieka był motywowany miłością do ojczyzny i troską o jej los - mówił z mównicy opozycyjny poseł z naszego okręgu wyborczego.
Posłowie w Sejmie spełnili życzenie Marka Sowy i w parlamencie "wybrzmiała" minuta ciszy. Z ław poselskich wstali wszyscy posłowie, również ci z partii rządzącej. Wstała też Beata Szydło, premier rządu i również posłanka z naszego okręgu wyborczego. Niektórzy posłowie donoszą, a że jedynie nie wstała posłanka Krystyna Pawłowicz.
Piotr S. popełnił samobójstwo zostawiając list, w którym zawarł swój manifest przeciwko obecnej władzy. "PiS ma moją krew na swoich rękach" - napisał 54-latek. Do mediów wysłał inny list, w którym przyznał, że od ośmiu lat leczy się psychiatrycznie na depresję, ale nie chce, aby ten fakt był wiązany z jego czynem. Tymczasem od kilku dni opozycja i media z nią związane wykorzystują jego czyn w politycznej debacie przeciwko rządzącym krajem.
Dyskusja: