Zmiana komunistycznych nazw ulic oraz usunięcie pomników to efekt działającej ustawy, za którą zgodnie głosowały wszystkie partie polityczne w dzisiejszym Sejmie. Obowiązek uregulowania nazw i usunięcia pomników spoczywa jednak na samorządach. Termin na to już minął we wrześniu.
Teraz wojewodowie wzywają samorządy, by te niezwłocznie dopełniły formalności i nie udawały Greka, ze problem ich nie dotyczy. W takiej sytuacji znalazł się Andrychów, gdzie nadal jedną z ulic jest ta nosząca imię "27 stycznia". Nazwa odwołuje się do faktu "wyzwolenia"/"zajęcia" miasta przez Sowietów w 1945 roku. Wojewoda małopolski wezwał samorząd do zmiany tej nazwy.
Partia SLD, nie tylko ona, jest temu przeciwna i wydała w tej sprawie oświadczenie.
My andrychowscy ludzie lewicy uważamy, że nakazana przez IPN zmiana nazwy ulicy 27 Stycznia jest kolejną próbą zafałszowania historii. Rankiem 27 stycznia 1945 roku żołnierze Armii Czerwonej po walkach wypędzili z Andrychowa faszystowskich niemieckich okupantów. W walce o Andrychów zginęło kilkunastu młodych radzieckich żołnierzy, którzy obecnie są pochowani na cmentarzu w Bielsku-Białej. O groby ich dbał za życia śp. ksiądz prałat Józef Sanak - czytamy w stanowisku SLD.
Zdaniem SLD zarówno wojewoda, jak i IPN, który czuwa nad desowietyzacją krajobrazu Polski źle zinterpretował fakty historyczne.
Wyzwolenie w dniu 27 stycznia 1945 r. Andrychowa (a także Oświęcimia) przez Armię Czerwoną nie było epizodem komunistycznym, lecz przyniosło mieszkańcom naszego miasta i gminy tak bardzo oczekiwane przerwanie koszmaru hitlerowskiej okupacji. Wnioskujemy, aby andrychowska Rada Miejska uchwaliła, by ul. 27 Stycznia nazywała się nadal ul. 27 Stycznia. Uzasadnieniem niech będzie uczczenie w ten sposób uchwalonego przez ONZ Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Mieszkańcy oraz firmy mieszczące się przy tej ulicy zaoszczędziliby w ten sposób sporo czasu i pieniędzy związanych z wymianą wielu różnych dokumentów (np. dowodów rejestracyjnych samochodów) - twierdzi SLD.
Problemy z wprowadzeniem ustawy w życie mają też Kalwaria Zebrzydowską i Wadowice.
W Kalwarii Zebrzydowskiej na rynku stoi pomnik upamiętniający m.in. walkę ze zbrojnym podziemiem po 1945 roku, czyli według PRL-owskiej propagandy "bandami". Co prawda samorząd zgodził się na usunięcie pomnika, ale oczekuje, że koszty likwidacji monumentu powinien ponieść wojewoda. Z kolei w Wadowicach wojewoda wezwał samorząd do zmiany nazwy ulicy Brunona Olbrychta, generała pochodzącego z Wadowic o trudnej przeszłości, który co prawda zasłużył się w legionach Piłsudskiego, wprowadzał często brutalnie "polskość" na Kresach Wschodnich, był jednym z dowódców AK, walczył z Niemcami, ale po 1945 roku organizował wraz komunistami pacyfikację niedobitków żołnierzy Niezłomnych. Być może zasłużył się jeszcze bardziej, ale jego życiorys przerwał wylew, a sam generał spoczywa dziś na Powązkach.
Zmiana nazw ulic, usuwanie pomników to oczywiście "śliski politycznie temat". Nie bądźmy naiwni. To historia znana jak świat i w całym świecie działa w ten sam sposób. Nawet w starożytnym Egipcie wymazywano imiona faraonów z hieroglifów na ścianach monumentów.
Myliłby się też ten, kto myślałby, że Polska jest dziś prekursorem odświeżania tej idei poprawiania nazw. Absolutnie nie. Jak w wielu dziedzinach i w tej prym wiedzie Ameryka, a właściwie Stany Zjednoczone, które za czasów prezydenta Baracka Obamy podjęły akcję usuwania z przestrzeni publicznej, pomników, nazw, a nawet flag konfederackich jako symboli "rasizmu" i idei, która doprowadziła do wojny domowej w tym kraju. Jak wyliczono w USA, do "usunięcia" i "poprawienia" jest ok. 780 tysięcy takich obiektów w całych Stanach.
Dyskusja: