Pierwszy tydzień szkoły to czas wywiadówek organizowanych przez wychowawców klas, na których omawiane są najważniejsze informacje dotyczące roku szkolnego. Niestety najczęściej te "omawiane sprawy" to tak naprawdę dwa główne tematy ubezpieczenia i organizacja wycieczek. Rzadko się zdarza, by wychowawca zaczął swoje spotkanie z rodzicami od czegoś innego.
Tymczasem sprawa ubezpieczeń uczniów to "ciemna działalność" szkoły i nauczycieli. Coraz więcej faktów wychodzi na jaw po raporcie, który przygotował Rzecznik Finansowy i Komisja Nadzoru Finansowego. Z raportu wynika, ze tzw. ubezpieczenia NNW uczniów to lipa, na którą łapią się rodzice nagabywani przez szkołę i nauczycieli.
Wraz z początkiem roku szkolnego ubezpieczyciele mogą liczyć na większe wpływy. Choć liczba ubezpieczonych spada, to i tak większość rodziców decyduje się na ubezpieczanie dziecka w szkole. Przeciętna składka roczna wynosi 40-50 zł. Biuro Rzecznika przeprowadziło analizę umów grupowych zawieranych w ostatnich latach. Jak zauważa niska składka powoduje jednak niskie wypłaty.
Rzecznik Finansowy podkreśla, że część rodziców sądzi, że po każdym wypadku dziecka otrzyma kwotę zawartą w umowie. Prawda jest inna - takie pieniądze uzyskamy tylko w przypadku śmierci lub trwałego inwalidztwa dziecka. Dla większości urazów odszkodowanie to 1-5 proc. kwoty maksymalnej. Rzecznik Finansowy informuje, że w rezultacie często daje to symboliczne wypłaty 70-150 zł.
Wiele skarg kierowanych do rzecznika dotyczyło właśnie wysokości świadczeń. Przykładowo: dziecko złamało kość łokciową z przemieszczeniem. Ubezpieczyciel ocenił uszczerbek na zdrowiu na 1 proc. i wysokość odszkodowania wyniosła 90 zł. Inny uczeń doznał urazu jamy brzusznej i stłuczenia nerki. Potrzebne było długotrwałe leczenie. Ubezpieczyciel orzekł, że uszczerbek na zdrowiu to 3 proc. i wypłacił 450 zł.
Jest też ciemna strona tych ubezpieczeń. Towarzystwa zapewniające ochronę NNW uczniów wiązały umowy z tzw bonusami dla szkół, dyrektorów lub samych nauczycieli. Skala patologii w całej Polsce była tak olbrzymia, że sprawa zajmuje się teraz komisja Nadzoru Finansowego i CBA.
W świetle przepisów prawa dotyczących ubezpieczenia na cudzy rachunek, ubezpieczający nie może otrzymywać wynagrodzenia lub innych korzyści w związku z oferowaniem możliwości skorzystania z ochrony ubezpieczeniowej lub czynnościami związanym z wykonywaniem umowy ubezpieczenia. Zakaz ten obejmuje również osoby działające na rzecz lub w imieniu ubezpieczającego (w szczególności dyrektorów szkół). Nie może zatem dochodzić do sytuacji, w których w zamian za wybór przez szkołę lub radę rodziców oferty ubezpieczenia NNW, zakłady ubezpieczeń przekazują gratyfikacje finansowe lub materialne ubezpieczającym, podmiotom działającym na rzecz lub w imieniu ubezpieczających, a także szkołom czytamy między innymi w komunikacie Kuratorium Oświaty w Małopolsce.
Co wynika z tego dla rodzica?
Po pierwsze warto wiedzieć, że ubezpieczenia są nieobowiązkowe, a szkoła i tak odpowiada za wszystkie krzywdy, które na jej terenie pod jej opieką stały się dziecku. Po drugie, jeśli ktoś już decyduje się na takie "pozorne ubezpieczenie" to ma prawo żądać od osoby, która pobiera opłatę o wydanie warunków umowy, gdzie przeczyta od czego tak naprawdę ubezpieczone jego dziecko.
I po trzecie najważniejsze. Nawet, gdy dziecku stanie się krzywda w szkole, a nie było ono ubezpieczone, to i tak rodzic ma prawo żądać zadośćuczynienia i pokrycia kosztów leczenia od szkoły, nauczyciela, wychowawcy i wszystkich tych, pod których ochroną znajdowało się dziecko w momencie, gdy doszło do nieszczęścia.
Dyskusja: