Tydzień temu w Andrychowie wiceburmistrz Mirosław Wasztyl zorganizował spotkanie z przedstawicielami ministerstwa klimatu i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, by później pochwalić się tym przed mieszkańcami.
Władze miasta zabiegają o pozytywną opinię andrychowian w sprawie nowej inwestycji. Zabiegają - bo na razie propagandowo są na pozycji przegranej.
Planują bowiem budowę zakładu przetwarzania śmieci w gaz. Zakład ma być nową elektrociepłownią dzięki której Andrychów zyska oszczędności na opłatach śmieciowych i produkcji ciepła do mieszkań.
Tymczasem na mieście mówi się, że nowa technologia to nic innego jak "spalarnia". Z niedowierzaniem do inwestycji podchodzą też radni opozycji. Radni PiS już zapowiedzieli, że chcą konsultacji z mieszkańcami, nawet w formie referendum.
Z kolei władze Andrychowa przekonują, że to błąd, a zakład przetwarzania śmieci będzie się zajmował ich pyrolizą. W nowatorskim projekcie ma chodzić o gazyfikację odpadów (niskotemperaturowa ich mineralizacja). Pozbywanie się śmieci w takiej instalacji opiera się na tzw. katalitycznym utlenianiu, to ciąg reakcji fizyko-chemicznych bez płomieni, w temperaturze ok. 600 stopni.
Problem ze zrozumieniem istoty sporu polega na tym, że nikt tej technologii w Polsce nie stosował. Nie jest też pewne, jaki będzie ona miała wpływ na środowisko i zdrowie mieszkańców.
Andrychów może być wzorcowy w skali kraju - powiedział podczas spotkania z władzami miasta wiceminister klimatu, Ireneusz Zyska.
Zachwytom na andrychowskim projektem nie było końca.
Ta inwestycja jest bezpieczna dla środowiska - ocenił z kolei Dominik Bąk, wiceprezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska - i zadeklarował finansowanie.
Według szacunków wiceprezesa NFOŚ Andrychów mógłby dostać nawet 50 milionów z funduszu na inwestycję, a kolejne drugie tyle lub dwa razy tyle z funduszy unijnych. Według wyliczeń wiceburmistrza Mirosława Wasztyla, miasto na samym paliwie i kosztach utylizacji odpadów miałoby zaoszczędzić nawet 16 mln zł rocznie.
Zabiegi władz miasta dotyczące przekonania mieszkańców wydają się jak na tę chwilę niewystarczające.
Przeciwnicy inwestycji mają, jeśli chodzi o argumenty, więcej do zaoferowania. Odwołują się do podstawowych potrzeb jak bezpieczeństwo i zdrowie. Nikt nie chce żyć, mieszkać w skażonym środowisku. To proste.
Władze miasta odwołują się zaś do zysków w sferze publicznej, co dla przeciętnego Kowalskiego z Andrychowa jest zupełnie bez znaczenia.
Zdecydowana większość Andrychowa nie ma zielonego pojęcie ile kosztuje miasto i jaki jest jego budżet. Podawanie więc milionów oszczędności ratusza, które burmistrz i urzędnicy wydadzą na co innego, jest argumentem nieco słabszym naprzeciw tego, że opozycja wskazuje, że od "spalarni można dostać raka".
Burmistrz Tomasz Żak będzie zatem musiał wymyślić inną strategię, w przeciwnym razie Andrychów przerobi lekcję z gorących protestów społecznych, jakie znamy z innych miast, gdzie "nomen omen" próbowano wybudować "spalarnię".
Dyskusja: