Pamiętacie te teksty w Internecie, ulotki w skrzynkach oraz plansze koło warzywniaka, które Mateusz Klinowski ochoczo publikował i wywieszał wytykając byłej burmistrz Ewie Filipiak wysokie zarobki? Dziś gdy został burmistrzem Wadowic i radni podpisali z nim angaż z pensją taką samą, jaką miała jego poprzedniczka, wydaje się, że szybko zmienia zdanie na temat wysokich poborów włodarza miasta.
W zamieszczonym wczoraj długim wpisie na własnym blogu internetowym (burmistrzklinowski.pl) Mateusz Klinowski wyjaśnia czytelnikom, że jego nowa pensja wcale nie jest taka wysoka. Przypomnijmy burmistrz Wadowic zarabia 11 415 zł brutto miesięcznie, do tego ma trzynastkę, służbowy telefon i inne przywileje, ale to wszystko najwyraźniej nie zaspokaja jego apetytów.
Dla wielu nieoczekiwanie, po czterech latach mozolnej walki o demokrację w Wadowicach zostałem wybrany burmistrzem. Czy nie oznacza to finansowego Eldorado? Niestety, nie do końca - pisze o swojej pensji burmistrz.
Mateusz Klinowski ujawnił w Internecie swoją umowę o pracę z wyszczególnionymi poborami. Zachwyceni jego transparentnością facebookowicze chwalą, lukrują komentarze i lajkują. Otwarty burmistrz wyjaśnia więc publice zawiłości własnego domowego budżetu.
Nowa praca i stare życie oznaczają że na utrzymaniu będę miał nie tylko mieszkanie w Krakowie, ale również w Wadowicach. To razem koszt, optymistycznie licząc, ok. 2.500 zł. Na uczelni biorę urlop, więc pensja uniwersytecka znika. Zamiast wypracowywać pensum i mieść ponad pół roku wolnego dla siebie, będę pracował po 8-10 godzin codziennie, a pewnie i w wiele weekendów. Do dyspozycji miesięcznie zostanie mi zatem: 5.500 zł, a więc jedynie 3.000 zł więcej niż otrzymywałem na UJ. Czyli w pracy, gdzie sam sobie organizowałem czas, nie musiałem się niczym stresować i ponosiłem nieproporcjonalnie mniejszą odpowiedzialność za własne decyzje - skarży się w Internecie nasz burmistrz.
W tej sytuacji jest już tylko jedno rozwiązanie. Trzymajcie się mocno krzesła.
(...) Pensja burmistrza, jak czasem nieśmiało sugerowałem, nie zawsze jest jedynym źródłem dochodu zajmującej to stanowisko osoby. Wnioski? Systemowe zwiększenie pensji wójtów i burmistrzów co najmniej o 10 tys. zł mogłoby spowodować, że do polityki poszli by ludzie lepiej wykształceni i nastawieni bardziej altruistycznie. Oszczędności na tym stanowisku – paradoksalnie – wydają się promować niską jakość samorządowej klasy politycznej - uzasadnia podwyżkę własnej pensji burmistrz Klinowski.
Swoją drogą, ciekawe co by powiedział dawny radny opozycji Mateusz Klinowski gdyby burmistrz Wadowic Ewa Filipiak pełniąc swoją funkcję zażądałaby jeszcze o 10 000 złotych więcej? Czy zagłosowałby za taką uchwałą?
Tymczasem zamiast kosmicznej podwyżki nowy burmistrz spodziewa się raczej obniżenia pensji. Do ratusza dotarły bowiem hiobowe wieści, że w Radzie Miejskiej rozważane są i takie pomysły.
A co jeśli Rada Miejska wpadnie na pomysł, podsuwany już przez „życzliwych", aby obniżyć mi zarobki do minimum? Takie działanie nie przyniesie żadnych oszczędności dla budżetu - obawia się Mateusz Klinowski.
Czy w dzisiejszych czasach 11 415 zł brutto, czyli jak twierdzi burmistrz 8 tysięcy zł "na rękę", to rzeczywiście niewystarczająca suma dla jednego mężczyzny, który - nie wypominając - nie ma żony, dzieci na utrzymaniu i bez trudu może zaspokajać własne zachcianki?
Choć z drugiej strony może i ma rację. Skoro przy tak niskich poborach - jak nieśmiało sugeruje burmistrz - kuszą na tym stanowisku inne "źródła dochodu", to może jednak warto rozważyć podwyżkę pensji o "co najmniej 10 tysięcy złotych". Wyjątkowo, specjalnie dla... burmistrza Wadowic. W końcu nie wszyscy burmistrzowie myślą podobnie. W takiej Kalwarii Zebrzydowskiej burmistrz Augustyn Ormanty po wyborach zarabia jedynie 9900 zł brutto i zdecydował się nawet obniżyć pensję, oddając dziesiątą jej część na organizacje charytatywne.
Dyskusja: