Wicestarosta oświęcimski chce zostać posłem. Dlaczego?
Jarosław Jurzak: To, że takie miasta jak Oświęcim, Kęty czy Wadowice, znajdują się dzisiaj w niezłej gospodarczej sytuacji, zawdzięczamy głównie samorządowcom. Ich wiedzy i zaangażowaniu. Dochodzimy jednak do pewnego pułapu. Coraz trudniej będzie nam utrzymywać dynamikę rozwoju. Kołem zamachowym zachodniej Małopolski powinny być w przyszłości duże, zewnętrzne inwestycje. Ktoś musi zadbać, by w Warszawie o nas nie zapomniano. Jest jeszcze jedna kwestia do rozwiązania „u samej góry". Pora zrzucić biurokratyczne kajdany, które generalnie utrudniają Polakom życie.
Co Pana tak irytuje, jako samorządowca?
Fiskalizm i restrykcyjność aparatu państwa wobec zwykłego obywatela sięga dziś zenitu. Ustaw przybywa w ekspresowym tempie. A potem wszechwładni urzędnicy je interpretują. Każdy urząd skarbowy wedle własnego widzimisię. Jak w tym biurokratycznym gąszczu ma się odnaleźć przedsiębiorca z niewielkiej rodzinnej firmy, czy osoba rozpoczynająca działalność gospodarczą? Dlaczego społecznicy ze stowarzyszeń i fundacji, toną pod górami papierów? Komu te wszystkie raporty i sprawozdania są potrzebne? No i wreszcie, dlaczego na barki samorządów zrzuca się zadania, jednocześnie nie przekazując na ten cel pieniędzy? Skończmy z tym. To da się zrobić.
Rząd Beaty Szydło dokona niezbędnych zmian, przetnie ten węzeł gordyjski?
Jestem w PiS od samego początku. Mogłem obserwować zmiany zachodzące w tym ugrupowaniu od wewnątrz. Ostatnie lata wiele nas nauczyły. Nabraliśmy doświadczenia, ale i pokory. Mam pewność, że jesteśmy dziś właściwie przygotowani do przejęcia sterów władzy. Prezes Beatę Szydło znam od dawna. To trudny partner, bo zawiesza poprzeczkę wysoko. Wiele wymaga od swoich współpracowników, ale jeszcze więcej od siebie. To będzie dobry premier.
PiS musi tylko wygrać wybory...
Wiele się w Polsce w ostatnim czasie wydarzyło. Uważam, że procesu zmian nie da się już powstrzymać. One nastąpią. Postawmy na pewnych, zdeterminowanych ludzi. Damy radę.
Wybierzemy polityków, a oni sobie potem pójdą „na ośmiorniczki".
Długo już pracuję w samorządzie. Moi znajomi i współpracownicy dobrze wiedzą, że to nie w moim stylu. Przyznaję jednak, że będąc w Wadowicach, skusiłem się na kremówkę. Stać mnie na taki „luksus", odkąd wróciłem do regularnego biegania.
Artykuł sfinansowany ze środków KW PiS
Dyskusja: