Samochód powypadkowy kojarzy się z zaszpachlowanym, odpicowanym złomem, który czeka na niczego nieświadomego nabywcę. Oczywiście takie pojazdy też się zdarzają, ale nie oznacza to, że każde auto po wypadku należy skreślić z listy. Tym niemniej, fakt powypadkowej przeszłości — zarówno widoczny gołym okiem (co jest zdecydowanie rzadsze), jak i „ukryty" po naprawie blacharsko-lakierniczej, powinien zmobilizować szukającego auta do sprawdzenia szczegółów.
Przede wszystkim powinniśmy zadać te pytania sprzedającemu: jak poważny był wypadek? Czy była to tylko stłuczka, czy może coś poważniejszego? Czy jest dokumentacja fotograficzna sprzed naprawy? Czy wystąpiła tzw. szkoda całkowita? Oczywiście zakładamy, że sprzedawca — z czym bywa różnie — poinformuje nas o tym, że samochód brał udział w kolizji drogowej. Na trop powypadkowej przeszłości może zaprowadzić nas pomiar lakieru przy osobistej inspekcji lub wpis w raporcie historii pojazdu, jeśli wcześniej sprawdzimy samochód on-line, na przykład przy pomocy serwisu autoDNA.pl. Raport wygenerowany na podstawie numeru VIN może również wykazać dodatkowe informacje na temat wcześniejszych odczytów przebiegu, usterek fabrycznych, czy przeznaczenia samochodu (np. jako pojazd taxi, Uber, Bolt).
Sprawdzenie, czy auto było wcześniej uszkodzone, ma istotne znaczenie i można to zrobić na jeszcze jeden sposób. Karoseria po uderzeniu w jedno miejsce pojazdu może też odkształcić się w innym. Warto sprawdzić, czy odległości między istotnymi punktami konstrukcyjnymi auta mają wartości w zakresach określonych przez producenta. Miernik grubości lakieru nie zawsze to wykryje. Koszt takiego profesjonalnego badania geometrii to kilkaset złotych, ale jeśli mamy podejrzenie, że auto brało udział w wypadku, to nie warto oszczędzać.
Poniższe wyniki dyskwalifikują pojazd po wypadku, a poruszanie się takim autem jest najzwyczajniej w świecie niebezpieczne:
- przesunięte mocowania elementów zawieszenia
- przesunięcie układu kierowniczego
- krzywe podłużnice
Koszt badania jest dość spory, ale można zdecydować się na tańszą alternatywę w postaci zakupu raportu historii pojazdów, gdzie można znaleźć m.in. fotografie pojazdu sprzed naprawy. Pozwolą one wstępnie ustalić, czy w ogóle jest sens zabierać pojazd na dokładne badania karoserii.
Kiedy zakup powypadkowego pojazdu może być opłacalny? Paradoksalnie wtedy, gdy nikt inny się nim nie interesuje. Weźmy pod uwagę samochody po tzw. szkodzie całkowitej. Kombinacja "powypadkowy" i "szkoda całkowita" - co też może być wykazane w raporcie historii pojazdu - zazwyczaj skutecznie odstrasza kupujących. Jednak tego typu uszkodzenie wcale nie musi oznaczać, że samochód nadaje się tylko do złomowania. Wręcz przeciwnie - fachowo wykonana naprawa praktycznie przywraca samochód do stanu sprzed wypadku, co zresztą dotyczy wszystkich powypadkowych aut, nie tylko tych ze szkodą całkowitą w historii.
Czym w zasadzie jest szkoda całkowita? To szczególny rodzaj wypadku, gdzie rozmiar uszkodzeń i ich koszt jest znaczny. Terminem tym w likwidacji skutków kolizji drogowych posługują się ubezpieczyciele.
Szkoda całkowita może powstać w dwóch przypadkach. Pierwszym z nich jest sytuacja, w której uszkodzenia pojazdu są tak rozległe, że praktycznie nie nadaje się on już do naprawy. Jego przywrócenie do stanu sprzed wypadku jest w zasadzie niemożliwe, np. po pożarze. Drugim powodem wystąpienia szkody całkowitej może być brak ekonomicznego uzasadnienia naprawy. Dzieje się w przypadku, gdy koszt usunięcia uszkodzeń znacznie przekracza wartość pojazdu. W takiej sytuacji ubezpieczyciel również może zdecydować o wystąpieniu szkody całkowitej.
Dużo zależy od rodzaju ubezpieczenia, z którego likwidowana jest szkoda. Przy obowiązkowym OC szkoda całkowita występuje, gdy koszt naprawy pojazdu przekracza jego wartość. Przykładowo, jeśli samochód jest wart 10 tys. zł, to szkoda całkowita występuje przy wycenie naprawy na 10,1 tys. zł i wyższej. Przy dobrowolnym AC koszt naprawy musi przekroczyć określony przez ubezpieczyciela procentowy udział wartości pojazdu określony w Ogólnych
Warunkach Ubezpieczenia (tzw. OWU). Zazwyczaj wskaźnik ten wynosi 70% jego wartości.
Samo wystąpienie w historii auta szkody całkowitej, a tym bardziej jej wysoka wartość, nie powinno go dyskwalifikować. Oczywiście może to oznaczać bardzo poważne zniszczenia, w tym faktyczną kasację samochodu w wyniku poważnego wypadku, ale szkoda całkowita nierówna szkodzie całkowitej. Współczesne samochody są coraz bardziej zaawansowane, a wartość szkód – nie tylko całkowitych, ale również częściowych – powyżej 30 tys. zł zaczyna być powoli normą. Z danych autoDNA.pl, wiodącego na polskim rynku dostawcy raportów historii pojazdów wynika, że średnia wartość szkody w popularnych na rynku wtórnym modelach jest wysoka. Przykładowo, dla Forda Focusa wynosi aż 41 tys. zł, a w przypadku Audi A6 to już 66,7 tys. zł.
W niektórych modelach przetarcie czy naderwanie pojedynczego kabla może powodować wymianę całej wiązki za kilka tysięcy złotych. Wiele części ze względu na zastosowane rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa czy rozmaite patenty wymienia się w postaci modułów. To oznacza znacznie wyższe koszty niż faktyczna wartość uszkodzenia, a więc o wiele łatwiej jest "wpaść" w próg, od którego zaczyna się szkoda całkowita.
To wszystko sprawia, że "powypadkowy" pojazd nawet ze "szkodą całkowitą" może być tak naprawdę niezłą okazją. Oczywiście duże znaczenie ma tutaj profesjonalna ocena doświadczonego mechanika, a najlepiej zlecić też przeprowadzenie badania geometrii auta.
Dokładna weryfikacja stanu pojazdu powinna obejmować także raport historii pojazdu, który pomoże wskazać czy dane auto był wcześniej naprawiany.
Na podstawie kompletu informacji można wtedy podjąć świadomą decyzję co do zakupu używanego samochodu.
REKLAMA
Dyskusja: