Dobrze już było - mówią na Zatorskiej w Wadowicach. Spadek dochodów ze sprzedaży towarów w sklepach odczuwa tutaj niemal każdy. Drożyna, inflacja, a także wzrost kosztów energii powodują, że bilansowanie w sklepach robi się coraz trudniejsze.
Na domiar złego po pandemii pojawił się niepokojący trend.
Niewątpliwe spadła liczba mieszkańców, którzy chodzą tutaj na zakupy. Kiedyś, przed pandemią, to jeszcze o 16 ulica żyła, a teraz jest już pusto. Ludzie się odzwyczaili, kupują odzież, buty, sprzęt w internecie - mówi nam właścicielka jednego z małych sklepików odzieżowych.
Na razie masowego zamykania oficyn jeszcze nie ma, ale już kilku najemców zapowiedziało likwidację od nowego roku. Powód jest oczywisty, ujemny bilans.
Ludzie mają pieniądze, ale nie chodzą już na zakupy na Zatorską. Jeżdżą do marketów i galerii handlowych. Działalność handlowa na Zatorskiej przestaje być opłacalna, bo człowiek musi dziś zarobić na wysoki czynsz, energię i podatki. Gdy kolejny miesiąc dokłada się do interesu, to znak, że czas zamknąć - mówi sprzedająca w sklepie spożywczym.
Jedną z najprostszych form oszczędności, która rozpowszechnia się teraz na ulicy Zatorskiej, jest skrócenie czasu otwarcia sklepu.
O ile jeszcze niedawno było trak, że sklepy niemal wszystkie otwarte były tutaj do godziny 17, to teraz już duża część z nich skraca czas pracy do godz. 16 lub 16.30.
Jest już jesień, przyjdzie zima, trzeba świecić światło, to przynajmniej na energii się trochę zaoszczędzi - mówi właścicleka sklepu jubilerskeigo.
Problemy Zatorskiej to jasny sygnał dla reszty miasta. Jeśli tu jest źle, to na innych ulicach może być jeszcze gorzej.
Niemal na każdej już ulicy w centrum miasta zaczęły się pojawiać puste witryny. Na rynku wynajmu lokali ceny jeszcze nie spadły. Właściciele kamienic, którzy też mają swoje koszty, zaczęli podnosić czynsze.
Ta polityka może mieć jednak krótkie nogi.
Właścicielka kamienicy, która nie mieszka w Wadowicach podniosła czynsz o 20 procent, bo mówi, że u niej też wszytko drożej. Na pewno tak jest, ale ona mieszka w Warszawie, ja sklep prowadzę w Wadowicach. Mówię jej, że nie zna specyfiki małego miasta. Jeszcze trochę, a prowadzenie sklepu będzie nieopłacalne. Jeśli nie zaczną obniżać czynszów, to za chwilę pustych oficyn będzie coraz więcej. Chętnych do otwierania nowych sklepów jakoś nie widać - slyszymy od kobiety, prowadzącej od 15 lat sklep z odzieżą w centrum Wadowic.
Dyskusja: