W okresie pandemii pensje lekarzy i pielęgniarek wzrosły. To akurat fakt. Nie ma się zresztą czemu dziwić, bo rząd przyznał personelowi szczególny dodatek w wysokości maksymalnie 15 tysięcy złotych miesięcznie. To, jak wykorzystały go placówki zdrowia, to już jednak inna historia.
W Wadowicach sprawą dodatków covidowych zajmował się były poseł Kukiz'15 Józef Brynkus, który wysłał pytania do starosty Eugeniusza Kurdasa. Ten mu odpowiedział, a dokumenty były poseł opublikował w Internecie. Efekt? W Internecie zawrzało.
Z ujawnionego przez byłego posła pisma wynika, że szpital w Wadowicach wypłacił w zeszłym roku do końca października 15 354 886, 94 zł – łącznie (personel medyczny – 12 556 271, 11 zł; umowy cywilnoprawne – 2 798 615, 83 zł).
Najwyższa miesięczna pensja lekarza zatrudnionego w szpitalu wynosiła 44.689 zł, lekarza na kontrakcie 72.120 zł, najwyższa pensja miesięczna pielęgniarki wyniosła 25.621 tysięcy złotych, a pielęgniarki na kontrakcie 21.276 zł.
Dzięki dodatkom i dyżurom rekordzista mógł zarobić nawet ponad pół miliona złotych przez dziesięć miesięcy pracy w publicznej służbie zdrowia.
Dr hab. Józef Brynkus, prof. UP Kraków zwrócił się w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej z pytaniami do organów prowadzących szpitale: w Wadowicach i w Suchej Beskidzkiej o wysokość pensji lekarzy i pielęgniarek pracujących w tych instytucjach. Oto odpowiedź: pic.twitter.com/gio0ESyzSL
— Ryszard (@Ryszard39144183) January 11, 2022
W rozmowie z Wirtualną Polską do sprawy odniósł się Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Z informacji tego szpitala wynika, że goła pensja lekarza to nadal 7250 zł i to jest mało. Dopiero dodatki covidowe znacząco ją zwiększyły. Przy czym 18 tys. zł miesięcznie za przepracowane dyżury oznacza, że ten lekarz dorabiał, dorabiał, dorabiał i tak wyszło - mówił przewodniczący Krzysztof Bukiel. - Nie znam stawek godzinowych wadowickiego szpitala, ale te najlepiej zarabiające osoby mogły przepracować równowartość czasową trzech czy czterech etatów.
Podane kwoty miesięcznych zarobków zszokowały mieszkańców, a sprawa odbiła się głośnym echem. Co więcej, o zarobkach kolegów z oddziałów covidowych, nie mieli pojęcia również pracownicy szpitala, którzy nie otrzymują dodatków.
Podane kwoty miesięcznych zarobków są kwotami najwyższymi i nie oddają prawdy o zarobkach w szpitalu. Dotyczą jednostek, pozostała część personelu tyle nie zarabia - denerwuje się jeden z pracowników białego personelu, który do nas zadzwonił.
Pracownicy ZZOZ w Wadowicach obawiają się, że takie zestawienie kwot interpretowane będzie, że w szpitalu tak się właśnie zarabia, a to... "przecież nieprawda".
Poniekąd ujawnione przez byłego posła Józefa Brynkusa dokumenty obalają mit o niskich zarobkach. Choć dotyczą najwyższych pensji, to faktem też jest, że przez 10 miesięcy szpital rozdał swoim pracownikom ponad 15 mln zł.
Po opublikowania danych dyrektor wadowickiej placówki Barbara Bulanowska próbuje tłumaczyć sytuację i wskazuje, że wysokie dodatków do pensji to efekt zaistniałej sytuacji epidemiologicznej.
Szpital musiał udźwignąć zabezpieczenie ciągłości udzielanych świadczeń w wyjątkowo trudnych warunkach pandemii, z uwagi na wysoką zachorowalność także wśród personelu medycznego, wymuszało zabezpieczenie większej ilości dyżurów niż przeciętnie - wyjaśniała w piśmie do mediów Barbara Bulanowska, dyrektor Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Wadowicach.
Pożar jednak trwa i nie da się ukryć, że sprawa zarobków nie ma wpływu na wizerunek lecznicy. Być może też na nastroje wewnątrz placówki. W czwartek (20.01) pojawiła się informacja, że część lekarzy już składa wypowiedzenia z pracy.
Moi lekarze są na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Dyżurują bardzo dużo. Z jednej strony pojawia się oburzenie, że tak dużo, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby nie przyszli do pracy. Prosimy i błagamy ich, żeby zechcieli przyjść - powiedziała dyrektor Barbara Bulanowska dla gazety Głos24.
Dyrektor przestrzega, że szpitalowi w Wadowicach grozi sytuacja, w której wyczerpani lekarze, zaczną się masowo zwalniać, albo zwyczajnie nie zgodzą się przyjmować większej ilości dyżurów. Broniąc swoich pracowników dyrektorka wskazuje, że taka sama sytuacja z dodatkami i dyżurami jest w innych lecznicach w Małopolsce, a stawki są nawet większe.
Jeśli tak jest rzeczywiście, jak mówi dyrektorka wadowickiego szpitala, to epidemia Covid-19 rozwiązałaby choć jeden problem w Polsce, niskich zarobków w służbie zdrowia, poniekąd i po części.
Dyskusja: