Oczyszczacz powietrza można dostać w ramach małopolskiego programu sponsorowanego z pieniędzy unijnych. Wszystko w oparciu o szczytny cel i w ramach "poprawy jakości powietrza". Takie oczyszczacze przywieziono niedawno do gminy Spytkowice i gminy Andrychów. Urządzenia trafiły już między innymi do przedszkoli w Bachowicach Spytkowicach.
W Andrychowie będzie 13 takich oczyszczaczy w placówkach oświatowych gminy, głównie przedszkolach.
Dzięki tym nowoczesnym urządzeniom poprawi się jakość powietrza w w/w obiektach, co w efekcie może uchronić dzieci przed problemami zdrowotnymi, których przyczyną jest smog - twierdza autorzy małopolskiego programu Life.
Co ciekawe zapotrzebowanie na oczyszczacze w salach lekcyjnych rośnie. Domagają się tego sami rodzice. Ale czy naprawdę warto kruszyć kopię?
Moda na oczyszczacze powietrza w szkołach i w przedszkolach przyszyła do nas z Górnego Śląska. Tam już samorządy mają temat rozpoznany, obgadany i powoli niektóre gminy wycofują się z tych pomysłów jako kolejnych, nieskutecznych sposoby walki z groźnym dla zdrowia zjawiskiem jakim jest smog.
I tak na przykład w Sosnowu, prezydent miasta Arkadiusz Chęciński, w lutym tego roku uciął dyskusję i żądania rodziców wyposażenia szkół o w oczyszczacze. Prezydent przekonywał, że zamiast wydawać pieniądze na półśrodki, lepiej przeznaczyć je na inwestycje, które poprawią jakość powietrza, takie jak wymiana pieców i termomodernizacja budynków czy zakup nowoczesnych autobusów.
Jeśli ktoś chce zarobić, to przekonuje, że oczyszczacze zbawią świat – podkreślał.
Łukasz Rajzer, współautor komercyjnego serwisu ranking-oczyszczaczy.pl, też jest na "nie". Co więcej gość, który zajmuje się tym na co dzień. wszystko sobie policzył.
Sprzedaż oczyszczaczy powietrza do przedszkoli, żłobków i szkół postrzegałem jako biznesową szansę. Teraz uważam, że większość pieniędzy przeznaczona na zakup oczyszczaczy powietrza do takich miejsc jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Zyskują politycy, producenci i dystrybutorzy. Tracą rodzice i ich dzieci, które są tylko pozornie bezpieczne – twierdzi Łukasz Rajzer.
Ekspert podkreśla, że tematem zainteresował się przede wszystkim jako ojciec 10-letniej Mai. Najpierw marzył, by oczyszczacze znalazły się w jej szkole. Im bardziej jednak zgłębiał temat, tym bardziej wątpił. I tak dotarł do opinii naukowej prof. Artura Badydy z Politechniki Warszawskiej, twierdzącego, że na rynku nie ma oczyszczaczy, które sprawdziłyby się w placówkach edukacyjnych.
Łukasz Rajzer wykonał własne obliczenia. Wziął pod uwagę liczebność grupy przedszkolnej, która zgodnie z przepisami wynosi maksimum 25 dzieci oraz wielkość sali przedszkolnej. Wyliczył, jak szybko sala będzie wypełniać się dwutlenkiem węgla wydychanym przez dzieci oraz ile powietrza napływać będzie z zewnątrz, za pośrednictwem wentylacji, której parametry również są odgórnie określone. Potwierdził opinię prof. Badydy, że oczyszczacz powietrza spełniający wszystkie wymogi nie istnieje. Jego zdaniem każdy oczyszczacz trochę poprawi jakość powietrza, może o 1, a może o 1,5 procent, co dla ogólnego zdrowia dzieciaków nie będzie miało żadnego znaczenia.
Najwydajniejsze urządzenia dostępne na rynku są w stanie chronić dzieci w salach o powierzchni zaledwie do 40 m kw. i stężeniach zanieczyszczeń bliskich normie. aby zapewnić dzieciom ochronę, do jednej sali należałoby kupić od 3 do 8 oczyszczaczy. Lepiej naciskać na samorządy, by walczyły o jakość powietrza – podkreśla Łukasz Rajzer.
Dyskusja: