W nocy z piątku na sobotę (12/13.08) nastąpi tak zwane maksimum zjawiska, które potocznie nazywane jest nocą spadających gwiazd. Ale świetlne refleksy, których tej nocy może być nawet 100 na godzinę, są naprawę niewielkie i pochodzą z rozpadającej się komety 109P/Swift-Tuttle, która, przelatując w pobliżu Słońca raz na 133 lata, paruje i uwalnia cząstki pyłu, dzięki czemu ciągnie za sobą długi warkocz roziskrzonej materii.
Orbity Ziemi i komety Swift-Tuttle przecinają się, co może kiedyś doprowadzić do zderzenia komety z naszą planetą lub Księżycem. Na pewno jednak nie nastąpi to w najbliższym tysiącleciu - taką ciekawostkę opisują autorzy portalu crazynauka.pl.
Choć nasza planeta już od 24 lipca spala w swojej atmosferze pozostałości warkocza wspomnianej komety, to właśnie w następny weekend będzie ich najwięcej. Obserwację nieba najlepiej rozpocząć około północy. Oczywiście jeśli tylko pogoda na to pozwoli.
Tak zwane Perseidy, przedzierając się przez atmosferę, jonizują, tworząc tak zwany ślad meteorowy. Znawcy tematu informują, że "spadające gwiazdy" będą się pojawiać na niebie od wschodu. Wylatują one z Gwiazdozbioru Perseusza, stąd ich nazwa.
Perseidy obserwowane są od co najmniej 2000 lat. Najwcześniejsze wzmianki o tym roju pochodzą z chińskich archiwów z roku 36.
Najbardziej wytrwali obserwatorzy, którzy wytrzymają w towarzystwie Perseidów do świtu, otrzymają nagrodę w postaci koniunkcji Księżyca z Marsem. O godz. 4.30 niewysoko nad wschodnim horyzontem pojawi się cieniusieńki sierp Księżyca w nowiu z towarzyszącą mu na północnym wschodzie (w lewo i w górę) Czerwoną Planetą oddaloną o zaledwie 5,5 stopnia. Do obserwacji tej pary może okazać się pomocna lornetka - dodaje ciekawie Aleksandra Stanisławska z crazynauka.pl.
Dyskusja: