Kilka dni temu w Sądzie Najwyższym została złożona skarga kasacyjna w sprawie pana Mieczysława Jamroza z Wadowic, któremu to Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał częściową likwidację pasieki we wsi Jaszczurowa, uwzględniając powództwo jego sąsiadów. Wyrok ten wzbudził wiele kontrowersji i odbił się w mediach głośnym echem.
W imieniu Mieczysława Jamroza do SN występuje Kancelaria Prawna Edge Wieczorek w Krakowie z Fundacją Prawnej Ochrony Zwierząt Lex Nova, które reprezentują pszczelarza pro publico bono.
Prawnicy mają nadzieję, że SN uzna skargę i tym samym los pasieki zostanie uratowany.
Na tę chwilę wskazujemy, że w naszej ocenie, w postępowaniu sądowym popełniono szereg błędów, które nie pozwalają uznać postępowania za przeprowadzone rzetelnie. Przykładem może być chociażby fakt, że wydając wyrok, Sąd Okręgowy w Krakowie oparł się na postanowieniach miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który to wcześniej został uchylony przez właściwego wojewodę - wskazuje Monika Wieczorek z Kancelarii Prawne Edge Wieczorek w Krakowie.
Zdaniem składających skargę prawników najbardziej jednak oburza fakt, że pan Mieczysław Jamróz nie przeniósł swojej pasieki do wsi Jaszczurowa, ponieważ miał taki kaprys. Został do tego zmuszony, bowiem został on wywłaszczony przez władze lokalne.
Nieruchomość, na której wcześniej znajdowała się jego pasieka została mu odebrana z uwagi na realizację inwestycji celu publicznego – zapory wodnej. Kiedy pozbawiano pana Mieczysława jego własności, urzędnicy oraz regionalny związek pszczelarski pozytywnie zaopiniowali lokalizację uli w Jaszczurowej, jako że jest to miejscowość od lat słynąca z działalności rolniczej w zakresie pszczelarstwa.
Odnosząc się do powtarzanych publicznie twierdzeń, jakoby pan Mieczysław Jamróz prowadził swoją działalność na terenie zabudowy mieszkalnej, wskazujemy, że nieruchomość pana Mieczysława ma charakter rolny i nigdy nie wydano dla niej decyzji o wyłączeniu jej z produkcji rolnej. Co więcej, nieruchomości większości sąsiadów pana Mieczysława również nigdy nie zostały formalnie wyłączone z produkcji rolnej, w trybie o którym mowa w Ustawie o ochronie gruntów rolnych i leśnych - dodaje Monika Wieczorek z krakowskiej kancelarii prawnej.
Przypomnijmy, o co w ogóle chodzi. Pan Mieczysław Jamróz ma 82 lata, mieszka w Wadowicach. Jest mistrzem pszczelarskim z 65-letnim doświadczeniem.
Jego problemy zaczęły się 8 lat temu, gdy został wysiedlony z Mucharza i przeniósł swoje ule na rodzinne działki, w oddalonej o kilka kilometrów Jaszczurowej. To nie spodobało się jego sąsiadom. 9 osób wniosło do Sądu Rejonowego w Wadowicach powództwo przeciwko niemu uzasadniając, że przez pszczoły pana Jamroza pogorszyły się warunki życia na ich gospodarstwach.
W sądzie tłumaczyli, że wlatujące do domów i ogrodów pszczoły zatruwają im życie, a część z nich jest uczulona na jad pszczeli. Przez 8 lat procesu nie było jednak ani jednej sytuacji, która zakończyłaby się interwencją lekarską.
W pierwszej instancji Sąd Rejonowy w Wadowicach oddalił powództwo 9 sąsiadów pana Jamroza uznając, że pszczoły wykonują pożyteczną pracę i są częścią natury, ale niestety dla wadowiczanina Sąd Okręgowy w Krakowie w apelacji zmienił wyrok uznając rację sąsiadów. 30 czerwca tego roku Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał, by liczącą 29 uli pasiekę w Jaszczurowej zmniejszył o 23 ule.
W praktyce oznacza to, że musiałbym zagazować wszystkie te rodziny pszczół. Nigdy tego nie zrobię - tłumaczy nam Mieczysław Jamróz.
Dyskusja: