ZACZĘŁO SIĘ OD DONOSU
71-letni Mieczysław B. z Ponikwi jest bohaterem społecznościowej akcji pomocowej, która stała się bardzo głośna i rzeczywiście może doprowadzić do odmienienia jego dotychczasowego losu.
Jak się dowiadujemy, MOPS w Wadowicach, wystąpił właśnie do Sądu Rejonowego w Wadowicach o tymczasowe umieszczenie pana Mieczysława w domu pomocy społecznej. Jego dom grozi zawaleniem, a on sam nie chce się z niego wyprowadzić.
Mieszkaniec Ponikwi żył do tej pory na odludziu w biedzie. Pomagała mu dorywczo rodzinna, czasami ktoś z sąsiedztwa. Jest podopiecznym Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Samotnik nikomu się nie narzucał, żył ze zbieractwa.
Jego niemal pustelnicze życie zmieniło się, gdy zaczęły się nim interesować "aktywistki społeczne". Efekt? Mieczysław stał się sławny. Teraz chcą pomóc mu wszyscy, a najbardziej Facebook.
W zeszłym roku "dobrzy ludzie" donieśli do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, że pan Mieczysław mieszka w starej chacie na skraju lasu. Chacie grożącej zawaleniem.
Inspektorzy podeszli do sprawy formalnie i odwiedzili dom Mieczysława. Obmierzyli, sprawdzili przeciążenia, kierunek wiatru i rzeczywiście grozi zawaleniem. Tym bardziej, że domownik sam się do tego przyczynił. Przez lata nie remontując budynku, spalał w piecu część jego konstrukcji drewnianej, choć mieszka w pobliżu lasu i dostaje węgiel od MOPS-u.
Od zeszłego roku Mieczysław B. ma wydane orzeczenie PINB o nakazie rozbiórki chaty, która grozi zawaleniem.
"W WARUNKACH URĄGAJĄCYCH GODNOŚCI LUDZKIEJ"
Mężczyzna odmówił urzędnikom MOPS umieszczenia go w lokalu zastępczym socjalnym. Potem zaś w ośrodku dla bezdomnych, bo tu warunkiem było odstawienie alkoholu.
Tymczasem pan Mieczysław nie ukrywa swojej pasji i tak naprawdę nie chce wynosić się z Ponikwi.
Niestety w zeszłym roku zmarł też brat, który go odwiedzał i otaczał opieką. Mężczyzna ma jeszcze dwie dorosłe córki i pozostałą rodzinę.
Po śmierci brata sprawy potoczyły się szybko.
Nieszczęsnym losem Mieczysława B. zainteresował się program TVN Uwaga. Reporterka "Uwagi" Aleksandra Rak zrobiła "zaangażowany" materiał o niedoli Mieczysława i bezduszności urzędników, którzy nie dostrzegają problemu.
Materiał opatrzyła tezą z oceną: "Żyje w warunkach urągających ludzkiej godności".
Co ciekawe bohater reportażu sam na nic się nie skarżył i nie ma do nikogo pretensji. Nie on też upominał się o zainteresowanie, ale jedna z "aktywistek", która przechodziła obok chaty wracając z wycieczki.
Nie trzeba było długo czekać, by kilka godzin później pojawiły się akcje pomocowe w internecie.
Z DARAMI NA PARKING POD TAURONEM
Cała Polska zbiera dziś na opał, koce i pomoc dla Mieczysława, żeby... "przetrwał zimę". Akcję pomocy w Wadowicach organizuje wolontariuszka Mariola Wróbel. Zachęca do zwożenia darów na parking pod Tauronem w Wadowicach.
Jesteś w ciepłym domku, pod ciepłym kocykiem, a ten człowiek w każdej chwili może zamarznąć... - napisała Mariola, która w sobotę na parkingu będzie czekać na dary dla Mieczysława.
Na Facebooku zawiązała się też specjalna grupa. Ludzie deklarują, co mogą dać, a dary do Ponikwi mają już jechać nawet z... Holandii.
Nieco ze dziwieniem na tę historię reagują mieszkańcy Ponikwi, sąsiedzi. Oni też kiedyś wierzyli, że mu pomogą. Tak jak wtedy, gdy zaczęła się pandemia, chcieli go umyć, ale uciekł im do lasu.
Oczywiście i tutaj nie mogło zabraknąć też polityki.
Zachęcam do wsparcia zbiórki. Wierzę, że nas ludzi dobrej woli jest więcej - ogłosił w tym tygodniu lokalny lider opozycji w Wadowicach radny Sebastian Mlak z Platformy Obywataleskiej.
Aktywiści społeczni uznali, że "były górnik" z Ponikwi jest ofiarą nieludzkich rządów i domagają się zabezpieczenia dachu nad głową Mieczysława. Tyle tylko, że według ekspertyzy PINB z lutego 2021 dachu zabezpieczyć się już nie da, bo Mieczysław spalił konstrukcję więźby zimą zeszłego roku w czasie największych mrozów.
Co więc można zrobić?
POTRZEBNA STAŁA OPIEKA. JEST WNIOSEK DO SĄDU
Urzędnicy MOPS uznali, że dostarczanie kolejnych darów i pieniędzy do Ponikwi nie przyniesie już żadnych efektów. Uzależniająca pasja Mieczysława prowadzi go bowiem do zguby, dlatego wymaga on stałej opieki i leczenia.
W tym tygodniu do Sądu Rejonowego w Wadowicach wpłynął wniosek o umieszczenie 71-latka bez jego zgody, tymczasowo, w domu pomocy społecznej.
Pan Mieczysław pomimo wielu propozycji ze strony pracowników socjalnych tutejszego MOPS w kwestii umieszczenia w placówce zapewniającej całodobową opiekę i wyżywienie kategorycznie za każdy razem odmawia tego typu pomocy - przyznają urzędnicy MOPS we wniosku do sądu. - Pan Mieczysław nigdy nie leczył się, nie zgłasza żadnych problemów zdrowotnych (...) Biorąc pod uwagę warunki zagrażające jego życiu i zdrowiu zasadnym jest wydanie przez sąd postanowienia o umieszczeniu w domu pomocy społecznej ze wskazaniem odpowiedniego profilu bez jego zgody - czytamy w materiałach sądowych.
Sąsiedzi w Ponikwi mówią, że to nic nie da, bo Mieczysław znów ucieknie do lasu.
To zainteresowanie i afera wokół pomocy tylko szkodzi życiu, które sam wybrał. Czasami tak po prostu ludzie żyją i to jest ich decyzja. Przecież nikt mu tego dachu nad głową nie zniszczył, sam nim palił w piecu - podsumowuje mieszkaniec Ponikwi, który zadzwonił do nas i zna Mieczysława od lat.
Dyskusja: