Po raz piąty obchodzimy w tym roku Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ustanowiony z inicjatywy kombatantów walczących o prawdziwie niepodległą Polskę przez ś. p. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, przypominać ma o tych, którzy po kilkuletnich zmaganiach z najeźdźcą hitlerowskim postanowili kontynuować walkę o wolność Polski także przeciwko kolejnemu okupantowi, Sowietom i ich polskojęzycznym sługusom.
Właściwie poprawniej powinniśmy nazywać owych żołnierzy Niezłomnymi, bo słowo to lepiej oddaje stan faktyczny i ich postawę w tamtych, wieloletnich nierzadko zmaganiach. Wyklęci zostali bowiem przez komunistów i ich narrację historyczną – jedyną oficjalnie obowiązującą w Polsce przez 45 lat po zakończeniu II wojny światowej. Społeczeństwo nigdy ich nie wyklęło, a legenda wielu spośród nich trwała przez kolejne dziesięciolecia, irytując przedstawicieli aparatu komunistycznego i realizujących politykę sowietyzacji Polski funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
"A IMIĘ ICH MILION" WIESZCZ MIAŁ RACJĘ- BYŁO ICH WIELU
Pierwszymi „Wyklętymi” związanymi z Ziemią Wadowicką byli niewątpliwie ppor. Wojciech Stypuła „Bartek” z 77 pp AK na Ziemi Nowogródzkiej, poległy z rąk NKWD 22 lipca 1944 r. w Puszczy Rudnickiej oraz ppłk Edward Jasiński „Nurt”, inspektor puławski i lubelski AK i dowódca 8 pp Legionów AK, zamordowany 15 marca 1945 r. strzałem w głowę przez funkcjonariuszy UB i Informacji LWP po okrutnym śledztwie prowadzonym w więzieniu NKWD na Zamku w Lublinie. Inni walczyli znacznie dłużej na rodzinnej ziemi.
O ostatnim poległym zbrojnym żołnierzu Polski Niepodległej na Ziemi Wadowickiej, kapralu Janie Sałapatku „Orle” – zamordowanym w wyniku nieudanej akcji ujęcia go przez funkcjonariuszy i agentów Urzędu Bezpieczeństwa w styczniu 1955 r. – w południowej części dawnego powiatu wadowickiego mówiono jako o bohaterze przez kolejne ponad trzydzieści lat, co „sumiennie” relacjonowali tajni współpracownicy bezpieki. W północnej części powiatu podobna pamięć przetrwała o sierż. Mieczysławie Spule „Felusiu” zamordowanym skrytobójczo wraz z plut. Kazimierzem Kudłacikiem „Zenitem” w czerwcu 1949 r. przez pospolitego bandytę pracującego dla Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Sprawcą śmierci tych trzech wybitnych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego – a także kilku innych osób – był agent UB/SB, w kilka lat później „tajnie” odznaczony przez Radę Państwa PRL za swe morderstwa złotym Krzyżem Zasługi. Niestety, upływ czasu sprawił, że nie można go już dzisiaj postawić przed wymiarem sprawiedliwości.
Ale oprócz wymienionych trzech wspomnianych partyzanckich dowódców, na Ziemi Wadowickiej jeszcze długo po formalnym zakończeniu wojny ginęli także inni żołnierze i dowódcy podziemia niepodległościowego. W lipcu 1945 r. na progu rodzinnego domu w Wadowicach został śmiertelnie postrzelony por. Adam Faron „Topór” wyznaczony na dowódcę polskich oddziałów zbrojnych na zachód od Skawy, w sierpniu 1946 r. w czasie obławy w Paśmie Babiogórskim zginął dowódca Grupy „Huragan” – „Błysk-Bunt” ppor. Stanisław Marek „Orlicz”, w styczniu 1947 r. w czasie obławy UB, KBW i LWP w podwadowickiej Łękawicy poległ dowódca największego na naszym terenie oddziału „Burza” – „Mściciel” por./kpt. Mieczysław Wądolny „Granit” wraz z trzema swoimi żołnierzami.
W sierpniu 1954 r. w odstępie trzech dni na pograniczu powiatów wadowickiego i żywieckiego zginęli dwaj ostatni żołnierze Grupy Operacyjnej „Huragan”/„Churagan” (były dwa oddziały o tym kryptonimie, dla odróżnienia jeden z nich specjalnie pisano przez „Ch” i takie stosował pieczęcie oraz wystawiał dokumenty), Władysław Hajdyła i Stefan Króliczak vel Króliczek „Dzik”.
To tylko niektóre z nazwisk, jakie w Dniu Pamięci Niezłomnych wypada przypomnieć. Inni ginęli w więzieniach, traceni z wyroków komunistycznych sądów, jak ppor. Mieczysław Kozłowski „Żbik”, dowódca grupy „Błysk-Bunt” zamordowany w listopadzie 1946 r. wraz z piątką swoich żołnierzy na kilka tygodni przed planowanym ogłoszeniem amnestii. Wielu z tych, którym udało się powrócić do jawnego życia, mordowano skrytobójczo, strzałem w plecy.
Tak zginął kpt. Feliks Kwarciak „Staszek” zastrzelony przez funkcjonariuszy i agentów PUBP w Wadowicach przy wejściu na most na Skawie, kiedy powrócił do rodzinnego miasta po oficjalnym ujawnieniu się we Wrocławiu i uzyskaniu amnestii. Cudem uniknął podobnego losu jego współpracownik i kolega kpt./mjr Stefan Sordyl „Zyndram”, któremu udało się zbiec za granicę. Podjął on w 1948 r. próbę budowy kolejnej antykomunistycznej struktury konspiracyjnej w Polsce, ale bezpieka bezlitośnie rozprawiła się z tą inicjatywą. W kolejnych latach w więzieniach Polski Ludowej znalazła się ponad stuosobowa grupa działaczy tej organizacji, z racji powiązania z jedynym legalnym rządem polskim w Londynie zakwalifikowanej jako „siatki szpiegowskie imperialistów anglo-amerykańskich”. Najważniejsi krajowi kierownicy organizacji zostali rozstrzelani: mjr Jan Kęsek „Zygmunt” w więzieniu w Katowicach w kwietniu 1952 r., zaś ppor. Augustyn Kania „Witulski” w Więzieniu Mokotowskim w Warszawie w 1954 r.
Wszyscy, którym udało się przeżyć tamte najbardziej brutalne lata, przez kolejnie trzydzieści kilka poddawani byli nieustannej inwigilacji i zaszczuwani przez funkcjonariuszy komunistycznego państwa. Mjr Władysław Kęsek „Bolesław” został wprawdzie w czerwcu 1946 r. zwolniony z więzienia na mocy amnestii, ale bezpieka otoczyła go tak ścisłą siecią agenturalną, że nie chcąc aby do więzienia trafili inni żołnierze konspiracji popełnił samobójstwo. Ppor. Jana Ziomkowskiego „Śmiałego” zasłużonego żołnierza Narodowej Organizacji Wojskowej i AK, dowódcę GO „Churagan” poddawano rozmaitym formom presji aż do jego tragicznej śmierci w 1982 r. Permanentnie rozpracowywany, był wielokrotnie nakłaniany metodami agenturalnymi do ponownego chwycenia za broń – co mogłoby dać bezpiece pretekst dla jego zlikwidowania.
Przez komunistyczne więzienia tylko w pierwszym dziesięcioleciu Polski Ludowej przeszło według wstępnych obliczeń około dwa tysiące mieszkańców powiatu wadowickiego. Inwigilacji i różnym formom represji poddano co najmniej pięć razy tyle osób. Liczby te stanowią w przybliżeniu 10 procent ówczesnych mieszkańców powiatu.
ZANIM STALI SIĘ MITEM. DLACZEGO CHWYTALI ZA BROŃ?
Wojna skończyła się na Ziemi Wadowickiej zimą i wiosną 1945 r. Pozornie. Przyniosła Polakom w kraju oswobodzenie spod okupacji niemieckiej, ale także – jak wtedy cynicznie mówiono, oswobodzenie od wszelkich dóbr materialnych, jakie jeszcze Polakom pozostały, a także od moralności i wielu cnót niewieścich. Przedstawiciele nowych władz – i to nie tylko ci w sowieckich mundurach – zachowywali się na ziemiach „nowej Polski” jak w kraju podbitym i przeznaczonym do skolonizowania wszelkimi dostępnymi, formalnymi i nieformalnymi metodami. Bo owa „nowa Polska” miała być rajem… ale tylko dla akceptujących nowy porządek polityczny i system narzucony przez ościenne sowieckie mocarstwo całkowicie wbrew oczekiwaniom narodu polskiego.
Żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego nie chcieli trwać w lasach czy ukrywać się w konspiracji, pragnęli wrócić do normalnego życia, uczyć się, pracować. Niestety, tzw. władza ludowa akceptowałaby takie postawy, gdyby nie fakt, że owych żołnierzy prawdziwej Polski – wyczulonych na dobro ojczyzny, chcących budować autentycznie wolną Polskę było… zbyt dużo.
Trzeba było ich znaczenie zmarginalizować, a ich samych zastraszyć, zaszczuć, a najlepiej zlikwidować, zanim staną się mitem. Byli wszak dla przedstawicieli nowego porządku prawdziwym wyrzutem i autentycznym świadectwem rzeczywistych postaw i sądów Polaków. Władza ludowa ogłaszała wprawdzie „amnestie”, ale ich forma i sposób przeprowadzania wyraźnie wskazywały, że jest parawan polityczny, mający ukryć rzeczywiste zamiary komunistów. Ale także, a może – w głębszym, podskórnym znaczeniu – przede wszystkim, służyć one miały przygotowaniu represji wobec najaktywniejszej części społeczeństwa polskiego, zewidencjonowaniu wszelkich przejawów narodowego i społecznego oporu oraz wszystkich ludzi mogących przeciwstawić się nowej władzy – zarówno politycznie, jak i zbrojnie.
W 1945 czy w 1947 r. ujawniali się m.in. Kęsek, Kudłacik, Kwarciak, Sałapatek, Spuła, Wądolny, Ziomkowski i wielu innych. Ale komunistom nie zależało na tym, aby włączyli się w nurt powojennego życia. Nie byli wszak ich ludźmi i byli zbyt świadomi, aby można ich było „zaczadzić” ideami nienawistnego człowiekowi systemu. Korzystano zatem z wszelkich środków, łącznie w prowokacjami, aby zmusić ich do czynnego przeciwstawienia się systemowi, bo to pozwalało na zastosowanie wszelkich represji, aż do eksterminacji włącznie.
Ale równocześnie system komunistyczny był tak antyspołeczny i szkodliwy dla ludzi (nie mówiąc już o wszelkich przejawach nowookupacyjnej sowieckiej kolonizacji) ze budził sprzeciw wielu obywateli, nawet wcześniej nie zaangażowanych w żadną działalność podziemną. Ludzie dotknięci bezprawiem szukali schronienia w lesie i opieki odtwarzających się oddziałów partyzanckich. W pierwszych latach powojennych opór wobec nowego zniewolenia nie tylko trwał, ale wręcz narastał. To wtedy, aż do wiosny 1947 r. i sfałszowanych przez komunistów wyborów, nad terenem Ziemi Wadowickiej prawie całkowicie panowali Żołnierze Niezłomni, ciesząc się autentycznym szacunkiem i poważaniem obywateli. Zaś faktycznie przez społeczeństwo wyklęta komunistyczna władza ukrywała się w nielicznych enklawach miasteczek i grup operacyjnych, najeżona uzbrojeniem skierowanym przeciwko Polakom.
PRAWDY NIE MOŻNA ZABIĆ. TRWA WALKA O PAMIĘĆ
Kiedy bezpieka rozbiła i zdziesiątkowała oddziały i struktury polskiej konspiracji, a znaczna część jej uczestników znalazła się w komunistycznych więzieniach, władza ludowa postanowiła dokonać jeszcze jednej zbrodni – na prawdzie i pamięci. Publikowano fałszywe relacje i książki, dowolnie manipulując faktami i dokumentami.
Przypisywano podziemiu i Żołnierzom Niezłomnym nigdy nie popełnione zbrodnie, zafałszowywano okoliczności i przyczyny rzeczywiście wykonanych wyroków. W efekcie tych manipulacji dawni agenci gestapo, zwykli kryminaliści, szmalcownicy a także oczywiście wieloletni agenci sowieckiego wywiadu w Polsce urastali na bohaterów „mitu założycielskiego” Polski Ludowej, którzy oddali życie dla świetlanej przyszłości. W ten sposób tworzono „nową historię”. Wszystko po to, aby społeczeństwu trwale zohydzić takie nazwy jak Armia Krajowa, Narodowa Organizacja Wojskowa, Narodowe Siły Zbrojne, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe, Bataliony Chłopskie, Stronnictwo Narodowe czy Polskie Stronnictwo Ludowe, kojarzące się z pluralizmem politycznym oraz demokratyczną, wolną i suwerenną Rzeczpospolitą. Bo to właśnie w tych tradycji wyrośli Niezłomni – Żołnierze Wyklęci i tych tradycji bronili, wykazując fałsz i zakłamanie systemu komunistycznego i nie chcą zgodzić się na zniewolenie Polski.
Tymczasem to właśnie owi Wyklęci – Niezłomni w pierwszym okresie po zakończeniu wojny światowej skuteczni zaprowadzali ład i spokój na Ziemi Wadowickiej. Rozsądzali lokalne spory, niszczyli bimbrownictwo, ścigali bandytów napadających na spokojnych mieszkańców, ba… pilnowali przedstawicieli władz – nawet bezpieczeństwa, milicji czy wojska, aby nie nadużywali prawa wobec obywateli. Toteż cieszyli się wielkim szacunkiem wśród społeczeństwa powiatu.
Funkcjonariusze bezpieki bali się pojawiać w wielu zakątkach Ziemi Wadowickiej bez silnego wsparcia wojska. Nawet wyprawa z Wadowic do Jaroszowic, nie mówiąc już o Łękawicy, była dla nich problemem, wymagających… odwagi, uzbrojenia i licznych żołnierzy do obstawy. Całe wsie nazywali ubowcy „bandyckimi”. Takie były m.in. Tłuczań i Rzyki, obie Klecze oraz wszystkie trzy Barwałdy (a zwłaszcza Górny), Kaczyna, Półwieś, Wysoka, Marcówka, Dąbrówka, Lanckorona, Zebrzydowice czy Spytkowice. Kiedy w latach 1947-1949 bezpieka likwidowała kolejne grupy osób wspomagających oddziały podziemia, z tych i wielu innych wsi wywożono do więzień i aresztów po kolejnych obławach po kilkunastu i więcej ludzi, nierzadko pełnymi rodzinami rodzinami, z dziećmi włącznie.
Za to funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie oraz PUBP w Wadowicach i funkcjonariusze bezpieki działający w tzw. Grupach Operacyjnych na terenie powiatu (Zawoja, Maków Podhalański – I, Maków Podhalański – II, Zembrzyce, Jaszczurowa/Mucharz, Kalwaria, Andrychów i Zator) werbowali kryminalistów i różnych rzezimieszków, dawali im broń, aby napadali na ludność i siali niepokój w terenie. Wszelkie zbrodnie i występki miały być przypisywane podziemiu, oficjalnie nazywanemu „bandami”. Do dzisiaj w świadomości wielu osób pokutuje – utrwalona w czasie kolejnych obchodów „utrwalania władzy ludowej” wizja podziemia powojennego, czyli właśnie Żołnierzy Wyklętych, jako „bandytów”. Z zachowanych materiałów archiwalnych wynika jednak niezbicie, że nie można żołnierzom podziemia na naszym terenie postawić zarzutów natury kryminalnej. Być może nie wszyscy byli święci, ale dyscyplina była tak ostra – zwłaszcza w zgrupowaniu M. Wądolnego – że jakiekolwiek czyny natury kryminalnej spotykały się z natychmiastową i z reguły surową karą.
Elementem bezpieczniackiej „nowej historii” było także bezczeszczenie zwłok poległych i pomordowanych żołnierzy podziemia. To właśnie dlatego chowano ich bezimiennie i w nieoznaczonych miejscach. Komuniści bali się ich nawet po śmierci – bali się, że ludzie przyjdą oddać im hołd. Dzisiaj już wiemy, że Mieczysław Kozłowski wraz z towarzyszami pochowany został na krakowskim Cmentarzu Rakowickim, prawdopodobnie także tam spoczęło ciało Jana Sałapatka. Oczywiście nie mają oznaczonych własnych grobów, ale już wiadomo, że leżą pod całymi kwaterami wybudowanych później grobowców. To krakowska „Łączka” czyli symboliczna Kwatera Ł. Nadal nie wiemy, gdzie leżą Mieczysław Spuła, Kazimierz Kudłacik, a przede wszystkim dowódca największego oddziału partyzanckiego w wadowickiem, Mieczysław Wądolny.
Rozerwał się granatem nad ranem 14 stycznia 1947 r. w okrążeniu UB, KBW i LWP. Po przewiezieniu do Wadowic jego ciało złożono na dziedzińcu PUBP, gdzie oglądali je funkcjonariusze bezpieki i działacze PPR, a także widzieli więźniowie aresztu, wykonujący prace porządkowe w urzędzie. Ostatnia wzmianka o zwłokach M. Wądolnego znajduje się w aktach przechowywanych obecnie w krakowskim IPN.
Szef krakowskiego WUBP mjr Olkowski informował w niej Wojskowego Prokuratora Rejonowego, że: „zwłoki Wądolnego pochował PUBP w Wadowicach”. W roku 1977 lub 1978, podczas budowy garaży dla ówczesnej Komendy Miejskiej MO w Wadowicach (mieszczącej się w budynku dawnego PUBP) miasto zelektryzowała informacja o wykopaniu ludzkich kości, bardzo szybko wyciszona przez organy MO i SB szeroko kolportowaną plotką, iż były to kości zwierzęce. Jednak robotnicy wykonujący te prace twierdzili (oczywiście prywatnie i w wielkiej tajemnicy) że były to kości ludzkie.
Wadowicki PUBP słynął z brutalności, przerastającej nawet skalę powszechnego terroru w pierwszej dekadzie tzw. Polski ludowej. W sprawach notorycznych nieprawidłowości w śledztwach i brutalności stosowanych w Wadowicach metod, kończących się ciężkimi okaleczeniami czy zgonami zatrzymanych i uwięzionych, interweniowały wielokrotnie w końcu lat 40. nawet nadzorcze organa komunistycznego państwa, jakimi były Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Krakowie oraz Naczelna Prokuratura Wojskowa w Warszawie.
W standardowym repertuarze „metod śledczych” stosowanych w PUBP w Wadowicach były: bicie aresztowanych pałkami w stopy i pięty, bicie po całym ciele gumowym bykowcem, bicie rękami po twarzy (także kobiet), wbijanie zatrzymanym palców lub ołówków w uszy, kopanie i bicie rękami po piersiach i brzuchu. Z reguły zakładano przy tym bitym na twarze maski przeciwgazowe, aby nie było słychać krzyków katowanych. Co najmniej od 1948 r. regularnie stosowano w wadowickim PUBP rażenie prądem elektrycznym, w tym m.in. okolic narządów płciowych, zarówno u mężczyzn jak i kobiet. Częstymi były przypadki gwałtów i wymuszania czynności seksualnych na zatrzymanych kobietach.
Większość brutalnych praktyk uchodziła funkcjonariuszom UB bez jakichkolwiek konsekwencji karnych. Zaledwie w nielicznych wypadkach postawiono zarzuty, po czym ukarano ich dyscyplinarnie. Tymczasem w wyniku opisanych i różnych innych tortur wiele osób doznało trwałego okaleczenia a co najmniej kilku zatrzymanych nie przeżyło. Nigdy nie wyjaśniono losów podchorążego AK Zająca, którego podczas śledztwa dwóch funkcjonariuszy dosłownie kroiło rzeźnickim nożem. Romana Żaka zmasakrowano podczas przesłuchań w podobnie okrutny sposób, jak w 1983 r. Grzegorza Przemyka w Warszawie (jak widać, lata mijały, metody trwały). Lekarz sporządzający protokół sekcji Żaka, wnętrze jego jamy brzusznej opisał jako miazgę. Oczywiście dokument ten pozostawał ściśle tajny do 1990 r.
Władysław Sordyl po brutalnym przesłuchaniu przez funkcjonariuszy PUBP i oficera Informacji Wojskowej… „powiesił się na pasku w celi”. A dokładnie w nieczynnym ustępie, który wykorzystywano jako podręczny areszt wskutek przepełnienia cel aresztanckich. Nie wiadomo tylko skąd wziął ów pasek, skoro w protokole zatrzymania i rewizji zapisano, że pasek mu odebrano. Ale być może pomogli mu… nieznani sprawcy? Ciał niektórych zakatowanych nigdy nie wydano rodzinom. Jest zatem nader prawdopodobne, że na podworcu budynku dzisiejszej KPP względnie pod zabudowaniami gospodarczymi, pod obecną asfaltową nawierzchnią, do dzisiaj spoczywają zwłoki pomordowanych ludzi. Czy tam zatem jest wadowicka Kwatera Ł? Podejrzenie takie jest tym bardziej uzasadnione, że w wielu obiektach byłych siedzib bezpieki w Polsce, właśnie pod dziedzińcami czy garażami znajdowane są ludzkie szczątki. Wszak w mniemaniu ówczesnych gospodarzy tych obiektów takie miejsca były najlepiej zabezpieczone przed okiem postronnych i pamięcią narodu.
Poprzez sam fakt podjęcia decyzji o trwaniu w niezłomnym oporze wobec narzuconej władzy – mimo i wbrew nadziei – Żołnierze Niezłomni zasługują na szczególny szacunek, a ich doczesne szczątki, jak każdego człowieka, mają prawo do godnego pochówku. Programowo zapomniano o tym w nienawistnym ludziom systemie komunistycznym. W wolnej Polsce należy jednak o tym przypomnieć.
MICHAŁ SIWIEC - CIELEBON
PS: W niedzielę, 1 marca, w Wadowicach obchodzony będzie Narodowy Dzień Pamięcu Żołnierzy Wyklętych. O godz. 12 w bazylice Ofiarowania NMP odbędzie się uroczysta msza święta, a po mszy nastąpi złożenie kwiatów pod Pomnikiem Katyńskim. Obchody organizują wspólnie NSZZ Solidarność, Gazeta Polska oraz PiS
Dyskusja: