Jak poinformował Edward Wyroba na swoim blogu, Prokuratura Okręgowa w Krakowie potwierdziła mu, że wszczęła śledztwo sprawie niedopełnienia obowiązków przy próbie sprzedaży gminnych udziałów w spółce Eko zarządzającej wysypiskiem śmieci. Chodzi o rażące zaniżenie wartości nieruchomość będącej własnością Przedsiębiorstwa Komunalnego Eko w Choczni.
W zeszłym roku spółka Empol, która jest większościowym udziałowcem wysypiska śmieci, wystąpiła do gminy o dokapitalizowanie przedsiębiorstwa.
Burmistrz Mateusz Klinowski nie zgodził się na to, a w zamian zaproponował, by sprzedać udziały gminy w Eko. Gmina dysponuje w spółce zarządzającej wysypiskiem 49 procentami udziałów.
Włodarz zamówił wycenę tych udziałów. Sam wybrał sobie rzeczoznawcę, nie wykorzysta tutaj możliwości ogłoszenia przetargu.
Jednym ze składników majątku były grunty rolne, na których działa spółka w Choczni. Burmistrz przedstawił radnym wycenę, z której wynikało, że 11 hektarów ziemi wartych jest 640 tysięcy złotych.
Ostatecznie do sprzedaży udziałów nie doszło, bo nie zgodziła się na to Rada Miejska. Burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski trzykrotni próbował forsować uchwałę o sprzedaży udziałów.
Zdaniem Edwarda Wyroby wycena 11 hektarów, przedstawiona przez burmistrza, dalece odbiega od cen rynkowych, a 640 tysięcy złotych za takie grunty to prawie „pół darmo".
W Wadowicach nawet jednego hektara za taką cenę by nie kupił, a przecież to są grunty przeznaczone pod działalność gospodarczą. Mieliśmy do czynienia z jawną próbą kradzieży na gminnym majątku. Mam nadzieję, że winni tego przestępstwa zostaną surowo ukarani - mówi nam Edward Wyroba.
Początkowo śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Wadowicach, ale ze względu na rozmiar potencjalnych nieprawidłowości dochodzenie przejął specjalny zespół śledczych w Prokuraturze Okręgowej w Krakowie.
Prokuratura podzieliła obawy wadowiczanina i zakwalifikowała wstępnie, że może chodzić o przestępstwo w obrocie gospodarczym polegające na wyrządzeniu w ten sposób szkody majątkowej gminie Wadowice wielkich rozmiarów. Za ten czyn może grozić kara nawet do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Na razie jednak w tej sprawie nikomu nie postawiono zarzutów.
Dyskusja: