Masło podrożało w Polsce, bo jest na nie duży popyt na rynkach zagranicznych - twierdzi w rozmowie z PAP prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemar Broś.
Ponadto eksportujemy duże ilości śmietany, z której wyrabia się masło, więc na rynku krajowym cena masła dostosowała się do wartości eksportowej. Korzystają na tym i rolnicy, i przetwórcy.
Popyt ten został wywołany m.in. przez Stany Zjednoczone. Są sygnały, że kilka firm margarynowych przegrało procesy i idzie ogromna promocja masła. Amerykanie odwracają się od margaryny, w związku z tym rośnie popyt na masło - tłumaczył Broś.
Jednocześnie ceny masła na rynku UE wzrosły znacząco na skutek spadku produkcji mleka i podaży masła, z wyraźnym wzrostem popytu na ten produkt ze strony znaczących importerów światowych - wyjaśniło ministerstwo rolnictwa. W czerwcu na europejskich giełdach towarowych ceny masła wzrosły do rekordowego poziomu. Popyt na masło rośnie także ze strony Chin oraz Rosji.
Ponadto dzięki koniunkturze masło stało się towarem spekulacyjnym dla banków, które na giełdach wykupują długoterminowe kontrakty na jego dostawę.
Być może więc to jeszcze nie koniec podwyżek. W najbliższym czasie masło może zdrożeć o kolejne 20-30 proc. Wtedy średnio za kostkę zapłacimy 7 zł, a w drogich sklepach cena przekroczy 10 zł.
Bańka maślana w końcu jednak pęknie, ale nie wiadomo jeszcze kiedy. W Polsce sytuacja i tak nie jest najgorsza. W Wielkiej Brytanii prasa już alarmuje, że masła zabraknie na Boże Narodzenie. Duże podwyżki są również w Niemczech i Francji. Nasz kraj jest dużym producentem masła i u nas, przynajmniej na razie, go nie brakuje.
Dyskusja: