W 72-lecie wyzwolenia KL Auschwitz i Birkenau oraz okolicznych ziem spod okupacji hitlerowskiej, wadowiczanie też mają co wspominać. Choć 52 korpus armijny IV Frontu Ukraińskiego generała Siergieja Buszewa, który późnym popołudniem 26 stycznia 1945 roku wkroczył do Wadowic, nie pozostawił po sobie dobrego wspomnienia, to pierwsze godziny obecności czerwonoarmieńców w naszym mieście były zbawienne.
Najwięcej do zawdzięczenia sowietom z tamtego trudnego okresu wojennego mają w Wadowicach ojcowie karmelici. Mało kto dziś o tym pamięta. Przypomnijmy, że dla Niemców klasztor karmelitów w czasie II wojny światowej stał się ważnym strategicznie obiektem. To tu zlokalizowano Zollamt (urząd celny) i Grenzschutz Kommando.
Skoszarowani tutaj żołnierze mieli bronić przyczółka przed sowietami do ostatniej chwili, a w ostateczności wysadzić klasztor w powietrze. Ślady wydarzeń z 26 i 27 stycznia 1945 roku zachowały się w kronikach klasztornych. Żołnierze 52 korpusu armijnego IV Frontu Ukraińskiego szturmowali okopane w rejonie Wadowic jednostki wojsk niemieckich przez trzy dni.
W piątek 26 stycznia udało się przełamać opór hitlerowców. Ich sztab mieścił się właśnie w klasztorze ojców karmelitów na Górce. W opublikowanych przez ojca Czesława Gila fragmentach kroniki klasztornej zachował się wierny opis tamtych wydarzeń.
Pod datą 26 stycznia 1945 roku czytamy:
Rosjanie atakują coraz bardziej, rechot karabinów maszynowych coraz gwałtowniejszy. Na Skawie wysadzono mosty tej nocy. Huk był piekielny! Za dnia strzelanie doszło do szczytu: z dołu armaty, granaty i karabiny, z góry samoloty, śmiercionośne kule świstają jak komary! W mieście pożary, klasztor, kościół jeszcze stoją, ale czy przetrzymają? Modlimy się do św. Józefa jak możemy... Około godziny czwartej po południu Prusaki zaczynają opuszczać internat... uciekają! Bądźcie zdrowi. (...) Salwy stawały się coraz rzadsze, nastała cisza, ale cisza straszna, cisza pełna grozy i niepokoju. Kilku kleryków, którzy na wakacjach poduczyli się po rosyjsku, poszło do furty, aby przywitać zwycięzców. Rozległy się głosy przy furcie. Słychać krzyki, przybiega brat Bertold wołając: Wszystko w porządku wychodźcie ze schronu! Wyszliśmy. Na korytarzu zobaczyliśmy dwóch Rosjan, bardzo uprzejmych, którzy nas zapewnili, że nie mamy się czego bać. Poprosili o wódkę i chleb, co raz było im podane. Działo się to w piątek, około piątej po południu.
To nie koniec wydarzeń. Niemcy wycofując się z klasztoru zaminowali go wraz z internatem, na schodach rozlali benzynę, porozrzucali granaty, do ładunków wybuchowych doczepili druty, które później poprzecinali brat Joachim i brat Henryk Ryłko.
Wieczorem 26 stycznia grupa Rosjan przeszukała garaże przy klasztorze. Znaleziono tam taksówkę i cztery motocykle. Taksówce brakowało akumulatora. Szukając go w garażu Rosjanie znaleźli miny zegarowe, których wybuch Niemcy zaplanowali na noc 26 na 27 stycznia. Po odnalezieniu tych min rosyjscy saperzy zabrali się do roboty.
Jak piszą zakonnicy w swojej kronice, gdyby nie rozbrojenie min w garażu przez sowietów, klasztor wraz z internatem wyleciałby w powietrze, bowiem żołnierze Grenzschutz Kommando sprytnie przewidzieli, że sowieci uczynią z klasztoru jeden ze swoich punktów kwaterunkowych. W kolejnych dniach stycznia 1945 roku okazało się, że mieli rację.
Dyskusja: