ZA KOMPROMITACJĘ WYBORCZĄ ZAPŁACI PODATNIK?
Jak to się stało, że w Marcyporębie w gminie Brzeźnica nie można było przeprowadzić zgodnie z prawem wyborczym głosowania i kto za to odpowiada? Na to pytanie próbują sobie odpowiedzieć mieszkańcy tej miejscowości, którzy dzień po unieważnieniu wyborów wciąż nie mogą zrozumieć, jak mogło dojść do takiego skandalu.
Skoro były nieprawidłowości, to ktoś powinien za nie odpowiedzieć. Przecież to nienormalne, żeby ludzie znów chodzili do urn i głosowali. To kompromitacja gminy i tych, którzy byli odpowiedzialni za przeprowadzenie wyborów - komentuje pani Lucyna z Brzeźnicy, która zadzwoniła wczoraj do nas do redakcji.
Wyrok, który zapadł w Sądzie Okręgowym w Krakowie w piątek (30.01) nie jest jeszcze prawomocny i Państwowa Komisja Wyborcza ma jeszcze czas złożyć apelację. Ale jeśli rozstrzygnięcie sądu uprawomocni się, to jego konsekwencje dla Brzeźnicy będą bardzo duże.
Po pierwsze mandat straci radny Kazimierz Pacułt, którego wybrano w okręgu, w którym doszło zdaniem sądu do nieprawidłowości. W tej całej sprawie radny jest raczej osobą poszkodowaną i pierwszym, który na tym straci.
Jednocześnie PKW będzie musiała zarządzić wybory uzupełniające na radnego w tym okręgu. A to oznacza kolejne koszty, bo trzeba będzie wybory przygotować, zapłacić członkom nowej gminnej komisji wyborczej.
Na potrzeby tych wyborów należy powołać nową obwodową komisję wyborczą w obwodzie nr 2 i sporządzić zgodny z rejestrem spis wyborców dla okręgu nr 9 - zdecydował w piątek sąd.
Kolejną trudnością dla gminy będzie zorganizowanie całej procedury wyborczej, znów będzie trzeba wywiesić obwieszczenia, poinformować mieszkańców o terminie nowego głosowania. Za to wszystko zapłaci podatnik. Nie byłoby tego, gdyby w porę w Brzeźnicy zorientowano się, że w Marcyporębie spis wyborców wyglądał nie tak, jak powinien.
„LUDZIE SĄ BARDZO ZBULWERSOWANI TYM, CO SIĘ STAŁO"
Sąd Okręgowy w Krakowie wskazał w swym orzeczeniu, że przyczyną nieprawidłowości był źle sporządzony przez gminę rejestr. Po zorientowaniu się, że coś jest nie tak, w dniu wyborów ręcznie przepisywano wyborców z jednego okręgu do drugiego. Sąd uznał, że było to niezgodne z kodeksem wyborczym.
Jak ustalił sąd, w dniu głosowania wyborcy z okręgów nr 9 i 10 w obwodzie głosowania nr 2 w Marcyporębie zgłaszali, że znaleźli się w innym okręgu niż ten, do którego powinni być przypisani.
Po konsultacjach z gminą komisja zadecydowała o ręcznym przepisaniu wyborców do właściwych okręgów. Z okręgu nr 10 do okręgu nr 9 przepisanych zostało 54 wyborców, do okręgu nr 10 wpisano 20 osób.
Sąd uznał, że stanowiło to naruszenie kodeksu wyborczego i mogło wpłynąć na wynik wyborów, ponieważ różnica głosów pomiędzy kandydatem, który uzyskał mandat w okręgu nr 9 a kandydatką, która go nie uzyskała, wynosiła 28 głosów.
Protest wyborczy w tej sprawie wniosła kandydatka na radną Maria Faber, która nie zdobyła mandatu.
Ludzie są bardzo zbulwersowani tym, co się stało. Ja nie twierdzę, że wybory zostały sfałszowane, ale doszło w nich do dużych nieprawidłowości i wielu ludzi czuje się teraz oszukanych, bo nie mogli głosować na swoich kandydatów - mówi kandydatka PiS Maria Faber, która złożyła protest wyborczy i wygrała w sądzie.
Maria Faber to kolejna osoba, która straciła na tym zamieszaniu.
URZĘDNICY WÓJTA NIE DOPILNOWALI REJESTRU
Nad prawidłowym przeprowadzeniem wyborów czuwa gminna komisja wyborcza. W jej skład wchodzą przedstawiciele wszystkich komitetów biorących udział w wyborach.
W Brzeźnicy w ostatnich wyborach w gminnej komisji zasiadali: Grzegorz Młynek (przewodniczący), Justyna Zybek (zastępca przewodniczącego), Dawid Bałazy, Andrzej Bienas, Andrzej Bryła, Jacek Furmiński, Karolina Żmuda, Justyna Młynek – Medoń. Choć skandal w Marcyporębie kładzie się cieniem na działalności tego gremium, to byłoby jednak nieuczciwe obciążać członków komisji odpowiedzialnością za nieprawidłowości podczas głosowania w Marcyporębie.
Zamieszanie wynikło przecież ze źle sporządzonego spisu wyborców. Tak się składa, że zgodnie z kodeksem wyborczym rejestr wyborców prowadzi jako zadanie zlecone gmina (rodz. 4 ustawy kodeks wyborczy), a konkretnie w przypadku Brzeźnicy jest to miejscowy Urząd Gminy.
To właśnie urzędnicy gminni w pierwszej kolejności powinni byli dopilnować, by na listach wyborców znalazły się odpowiednie nazwiska. Dlaczego Urząd Gminy podległy wójtowi Bogusławowi Antosowi tego nie dopilnował?
Jeśli wyrok sądu się uprawomocni i rzeczywiście dojdzie do unieważnienia wyborów, to mieszkańcy Marcyporęby mają pełne prawo poznać nazwiska urzędników odpowiedzialnych za to zamieszanie.
Tak czy siak, u progu nowej kadencji wójt Bogusław Antos ma poważny problem, który cieniem kładzie się na sposobie pracy jego urzędu. Tylko udana apelacja w sądzie może go uratować przed polityczną kompromitacją. Jeszcze nigdy w powiecie wadowickim w ostatnim 25-leciu nie unieważniono wyniku wyborczego. Marcyporęba będzie pierwsza.
Dyskusja: